Przedwiośnie jest uzupełniającą porą roku w strefie klimatu umiarkowanego. Za przedwiośnie uważa się okres na styku zimy i wiosny. Temperatury są wtedy dodatnie i wahają się pomiędzy 0 a 5°C. Występujące opady atmosferyczne są wówczas ciekłe, a jeśli stałe, to szybko zanikają.
A prościej, to taki czas, a raczej stan umysłu matki natury, kiedy to jest już ciepło, ptaki ćwierkają, na drzewach są pączki, malutkie listki, aż tu nagle BAM. Śnieg deszcz i porywisty wiatr. Wygląda to tak, jakby zima już odchodziła, ale w połowie drogi przypomniała sobie, że zapomniała telefonu i musi się wrócić. Lecz obserwując tegoroczne przedwiośnie, można powiedzieć, że zima zapomniała zabrać więcej rzeczy i co jakiś czas się po nie wraca.
PRZEBIEG TRASY: BRENNA – HALA JAWOROWA – GRABOWA – SALMOPOL – TRZY KOPCE WIŚLAŃSKIE – RÓWNICA – BRENNA
Mapa
Brenna
Brenna to niezbyt duża miejscowość, a właściwie to wieś, która nie posiada statusu miasta. Bardzo lubię to miejsce, jest turystyczne, ale nie odstrasza panującym zgiełkiem i tłumem w okresie sezonowym. Jest tak swojsko.
Kiedy startuję z Brennej przeważnie zostawiam samochód na parkingu koło Biedronki. Ponieważ mam podobne odczucia jak do parkingów pod kościołami – taka otoczka bezpieczeństwa.
Aby dojechać do początku niebieskiego szlaku, robię rozgrzewkę przyjemną ścieżką wzdłuż Brennicy, ktora jest jednym z większych prawobrzeżnych dopływów Wisły.
Hołcyna
Przejeżdżam przez mostek na drugą stronę rzeki i już jestem na szlaku. Początek niebieskiego, to asfalt wzdłuż potoku Hołcyna, która tudzież jest dopływem, ale Brennicy (trochę to zagmatwane). Mijam zaporę, lodziarnia jak i rowerki przechodzą wszechobecny lockdown.
Za ostatnimi domami wjeżdżam do lasu, asfalt dobiega końca.
Od kilku dni w prognozach na dziś zapowiadano bezchmurne okno pogodowe. Sprawdziło się! Czysty błękit na niebie, nie zakłócony nawet najmniejszym obłokiem.
Podjazd nie jest jakoś stromy, tak w sam raz aby się nie przemęczyć.
Odbijam z niebieskiego szlaku w drogę dojazdową do przysiółku Na Kotarzu, ponieważ na halę Jaworową chcę wjechać od północnej strony.
Wyjeżdżam z lasu i w końcu! Na horyzoncie pierwsze konkrety dzisiejszego dnia.
Im wyżej, wiadomo śniegu coraz więcej, ale to co było dalej przerosło moje oczekiwania. Miejscami leżało po kolana. Z rowerem na plecach przeszłam głęboki odcinek – mam w tym duże doświadczenie. Zapraszam TU.
Hala Jaworowa
Musiałam jednak zmienić trochę trasę, ponieważ ilość śniegu nie pozwalała się przedrzeć, albo zwyczajnie poszłam na łatwiznę. Ale liczy się efekt końcowy, czyli pierwszy punkt HALA JAWOROWA.
Zwykle Jaworową odwiedzam na zakończenie dnia, lecz dziś zrobiłam wyjątek.
Na Jaworowej jak zwykle widokami się nie zawiodłam, zarówno od strony wschodu jak i zachodu przepięknie, choć widoczność na najbardziej odległe szczyty jest znikoma. Samo miejsce jakim jest Jaworowa wprowadza atmosferę spokoju, harmonii, wyciszenia, więc nawet jeśli pogoda zawodzi to Jaworowa nigdy.
Trawa jest bardzo mokra dlatego drugie śniadanie zjem z pełną kulturą na ławce przy stole.
W dobie światowej pandemii i restauracyjnego lockdownu to jak ogródek piwny z ładnym widokiem.
Za plecami zostawiam Halę Jaworową jak i czarującego Buka. Wrócę, pewnie szybko.
Na Grabową
Pierwszy raz na Grabową jechałam niebieskim szlakiem, zwykle jeździłam przez Kotarz. A tu taka niespodzianka. Szlak bardzo urokliwy, pod względem drzewostanu, oraz formacji skalnych.
Lecz chyba obrałam go nie w tym kierunku co trzeba. Zdecydowanie lepiej jechałoby się w drugą stronę, ale Dziki Piorun na stromych podjazdach daje radę.
Ogólnie ten krótki odcinek niebieskiego szlaku to bardzo przyzwoity, kręty, wąski rock garden.
Przy okazji jest możliwość poćwiczenia zakrętów.
Na przełęczy pod Kotarzem dokładnie widzę, że przedwiośnie nie dotarło jeszcze w wyższe partie Beskidu Śląskiego. Jeszcze trzeba poczekać.
Spacer po białym dywanie
Zjazd z Przełęczy Pod Kotarzem przebiega pomyślnie mimo zalegającego śniegu, natomiast podjazd na Grabową to długi spacer po kostki w śniegu.
Jak to mówią: „na edukację nigdy nie jest za późno”. Czasami można się nieco więcej dowiedzieć o drzewach, kwiatkach i zwierzątkach. W tym przypadku o budowie geologicznej i florze, czyli wiesz: fisze, wapienie, piaskowce, runo leśne, podszyt i drzewa.
Biały Krzyż 940 m n.p.m.
Do przełęczy Salmopolskiej nawet da się dojechać w siodełku. Do wyboru są dwie opcje. Po śliskim śniego-lodzie, lub stabilnie bokiem zaliczając co jakiś czas uderzenia gałęzią w twarz.
Potem nieco łatwiej, ale i tak lepiej trochę uważać.
Przełęcz Salmopolska 934 m n.p.m.
Przłęcz Salmopolska to dość popularne miejsce, skrzyżowania szlaków, pieszych, fanów kolarstwa górskiego, szosowego i wszelkiego rodzaju ruchu turystycznego. Jest wyciąg narciarski i przytulna knajpa z dobrym jedzeniem. Na parkingu można zostawić samochód i wybrać się np. na Malinowską Skałę, nadrabiając przy tym sporo przewyższeń.
Na przełęczy Salmopolskiej wjeżdżam na żółty szlak i już robi się ciekawiej. Miejscami leży jeszcze śnieg, ale jakoś bokiem udaje mi się go minąć.
Za chwilę następuje „przerwa techniczna” żółtego szlaku, mianowicie trzeba przejechać na drugą stronę drogi wojewódzkiej nr 942 łączącej Bielsko i Wisłę. W barierkach jest szeroka wyrwa, więc trudno przeoczyć dalszą część szlaku.
Zjeżdżam kawałek w dół i znów zaczynają się połacie śniegu, tym razem nie sposób ich ominąć.
Upadek
Chciałabym, aby każdy kto tutaj zagląda wiedział, że nie zawsze jest kolorowo. Trasy którymi jeżdżę to nie tylko piękne widoki, szum drzew i śpiew ptaków. Przydarzają mi się również niezbyt miłe sytuacje: niebezpieczne spotkania, siniaki i krwawe upadki. Bywa też niebezpiecznie i skrajnie nieodpowiedzialnie, ale to akurat lubię, sprawia, że każda wycieczka jest inna i zaskakująca. Tak było dziś. Nie będę czarować, po prostu wyglebiłam na lodzie i pedałem dostałam w piszczel. To bardzo popularny efekt upadku wśród osób jeżdżących w platformach.
Z butami SPD moje drogi rozeszły się dwa lata temu, ponieważ moja kontuzja nie pozwala mi na ciągłe trzymanie stopy w jednej pozycji. Ale spróbuję powrotu, może będzie poprawa.
Smerkowiec 835 m n.p.m.
Droga na Smerkowiec to tylko wypych. Leżący śnieg to biała breja po której nie da się jechać.
Robię przerwę, na doładowanie kaloriami i słońcem, tak dawno go nie było. To niesamowite, że mimo zalegającego śniegu na szlakach, można o suchym tyłku posiedzieć w słońcu na trawie.
Po śnieżnym wypychu moja energia nieco się wyczerpała. Dlatego trochę czasu mi zeszło na bezczynne opalnie twarzy.
W końcu ruszam dalej trzymając się żółtego szlaku.
Telesforówka
Bardzo szybko docieram do Przytuliska Telesforówka, które mieści się jakieś 200 metrów przed szczytem Trzech Kopców. Zapachniało mi zupą pomidorową, ale nie robię kolejnej przerwy. Ileż można jeść…?
Trzy Kopce Wiślańskie 810 m n.p.m.
Nazwa Trzy Kopce Wiślańskie wbrew pozorom nie oznacza kształtu szczytu. Spotykają się tutaj granice trzech gmin: Wisły, Brennej i Ustronia, natomiast przymiotnik “Wiślańskie”, dodano aby odróżnić górę od innych Trzech Kopców. Na szczycie znajdują się trzy kamienie symbolizujące graniczne gminy, Wisłę, Brenną i Ustroń.
Na opadających stokach leży jeszcze sporo śniegu, ale myślę, że to kwestia kilku dni i już wszystko zniknie na poczet zielonych traw i polnych kwiatów. Choć po tegorocznym kwietniu można spodziewać się powrotu zimy. Polana na szczycie Trzech Kopców obfituje w całkiem ładne widoki na Równicę, Orłową, Błatnią, Klimczok, Kotarz, Grabową, Skrzyczne i Baranią Górę.
Niebieskim szlakiem zjeżdżam na Zakrzosek.
Szlak prowadzi przez piękny bukowy las.
Zakrzosek 672 m n.p.m.
Ostatni raz byłam tutaj jakiś rok temu. Drzewa jakby trochę większe i widoków trochę mniej. Pewnie za niedługo drzewa zasłonią wszystko.
Rozpoczynam krótki wypych w kierunku Świniorki, nachylenie nie jest wybitne, ale kamole są na tyle duże, że skutecznie uniemożliwiają podjazd. Chyba mam jeszcze za mało pary w nogach.
Odwracam się, a drzewny krajobraz znów przypomina jedną z tapet na pulpit Windows 2000.
Orłowa 813 m n.p.m.
W okolicach Orłowej robię przerwę. Tak, znowu jem. Dzisiejszy dzień pod znakiem jedzenia i wypychu.
Na Równicę ostatnia prosta – delikatnie pod górę.
Równica 884 m n.p.m.
Szczyt równicy jest zalesiony, te wszystkie ładne fotografie widoków, które znajdziecie niby ze szczytu Równicy, to tak naprawdę panorama widziana z podszczytowej polany, na której jest też schronisko, a właściwie to od 2016 roku nosi miano Gościńca – czyt. knajpy z jedzeniem i napitkami, do której można przyjechać samochodem w szpilce na stopie. Dziś wystarczyło mi zachodzące słońce widziane zza drzew w ciszy.
Normalnie zostałabym do końca zachodu, ale nie zabrałam lampki tylko więcej jedzenia. Powrót w ciemnościach nie był mi na rękę. Ruszam więc żółtym szlakiem. Początkowo trochę śniegu i lodu, ale później…
…żółty szlak to taka wisienka na torcie dzisiejszego dnia.
Do tego złote promienie zachodzącego słońca
i ładne widoki na Czupel, Błatnią i Stołów.
Końcówka żółtego szlaku jest nieco bardziej wymagająca i momentami opony rekon race nie są idealnym łącznikiem roweru z podłożem.
Pod Żarnowcem 491 m n.p.m.
Żółty szlak kończy się na skrzyżowaniu Pod Żarnowcem, gdzie zmieniam kolor na czarny do Brennej.
TO BYŁ DOBRY PIERWSZY DZIEŃ GÓRSKIEGO PRZEDWIOŚNIA.
Podsumowanie
- Stopień trudności: trasa jak na górską, jest łatwa, ale bywają momenty z wielkimi kamieniami, podjazdy, których bez wypychu nie przejedziesz
- Dystans: 37,7 km
- Przewyższenia: 1194 m up.
- Czas: jeśli styl jazdy nie przypomina mojego, czyli totalny slow ride, myślę że po robocie ogarniesz, z fajnym zachodem słońca na koniec
- Oznaczenia szlaków: 10/10
- Najlepsze miejsce widokowe: wiadomo, Hala Jaworowa – najpiękniejsze miejsce w Beskidzie Śląskim
- Najlepszy zjazd: żółty z Równicy