Bułgaria – Stara Płanina

Posted on

Bułgaria to nie tylko Złote Piaski i Słoneczny Brzeg. To nie tylko plaże, kurorty i parasole w równych rzędach. Prawdziwa Bułgaria zaczyna się tam, gdzie kończy się asfalt i zaczyna cisza. Tam, gdzie horyzont przysłaniają góry — niekończące się, dzikie, niedocenione.

W Bułgarii są Rodopy — tajemnicze i zalesione, pełne legend i wilgotnych dolin.
Jest masyw Piryn — skalisty, dramatyczny, przypominający trochę Alpy.
Jest Riła — z najwyższym szczytem Bałkanów, Musałą, sięgającym niemal 3 tysięcy metrów.
I jest Stara Płanina — czyli pasmo górskie przecinające Bułgarię niemal na pół, od zachodu aż po wybrzeże Morza Czarnego.

Obszar Starej Płaniny

Nie wszystkie z tych gór są przyjazne dla roweru. Niektóre są zbyt strome, zbyt dzikie, zbyt pionowe. To nie są trasy, które „robi się” w jeden dzień. To miejsca, które się szanuje, albo zostawia w spokoju.


Ja postanowiłam odwiedzić Starą Płaninę (bułg. Стара планина) w okolicy Przełęczy Trojańskiej. Tu właśnie rozciąga się świat, który od pierwszego wejrzenia wciąga i nie puszcza. To było dobre miejsce na rozpoczęcie mojej przygody szerokie grzbiety, dzikie pastwiska, ogromna przestrzeń. I ten pomnik, który wyrasta z ziemi jak wspomnienie historii, której nie zna się do końca, ale czuje ją pod skórą.

Słońce zachodzi powoli nad Starą Płaniną.
Jak ogromny cień stoi na szczycie Pomnik Wolności, z którego roztacza się widok aż po horyzont, surowy, bezkresny i prawdziwy. Wiatr niesie zapach suchej trawy i ziół, a cisza, przerywana jedynie stukotem końskich kopyt gdzieś w dole, zdaje się mówić więcej niż tysiąc słów. Stoję tam sama, oparta o vana, zapatrzona w zachodzące światło. Przez chwilę wszystko milknie, tylko ja i ta przestrzeń, bez planu, bez celu, bez przymusu.


Bułgaria to kraj, który zaskakuje dzikością i spokojem. Stara Płanina to raj dla rowerów MTB — setki kilometrów stokowych dróg, niekończące się grzbiety, ścieżki z widokiem na doliny, które wciąż nie zostały „odkryte” przez turystów. Można tu jechać dzień po dniu i nie spotkać żywej duszy, poza końmi i krowami, które włóczą się po górach jak duchy tej krainy. Czasem tylko pies pasterski spojrzy znad krzaków, jakby pytał: „Co ty tu robisz?”

Plan był ambitny. Kilka dni jazdy, biwakowanie w dziczy, poznawanie kolejnych odcinków tej surowej, pięknej krainy. Ale organizm powiedział „stop” — zatrucie pokarmowe skutecznie przypomniało mi, że samotna podróż to nie zawsze wolność i lekkość. Czasem to walka o siły, o komfort, o spokój. Zamiast pokonywać kilometry, patrzyłam na chmury leżąc na kocu i pozwalałam sobie być, bez wyrzutów, bez ciśnienia. I w tym też jest jakaś prawda. Nie muszę zawsze robić więcej, szybciej, dalej. Czasem najważniejsze są te momenty pomiędzy: kiedy nie jedziesz, nie planujesz, tylko jesteś. Tylko wtedy naprawdę słyszysz, jak bardzo wszystko dookoła żyje.

Stara Płanina to nie miejsce, które się „zalicza”, to przestrzeń, w której się zanurza.
Każdy zakręt szutrowej drogi odsłania nowy widok, czasem skalisty grzbiet, czasem dolinę pełną mgły. W jednym momencie jesteś na otwartej przestrzeni, gdzie widać niebo w pełnej panoramie, a chwilę później zanurzasz się w cieniste zagajniki, pachnące żywicą i ziemią. Szlaki? Tak, są. Ale często bardziej przypominają ślady sprzed lat, niż konkretne trasy, trzeba je czytać jak dawne opowieści. To wymaga uwagi i pokory. I to właśnie kocham w takich miejscach, nie da się ich oswoić na szybko.

Spotkałam tylko kilku ludzi. Starszy pasterz, który podarował mi garść domowych suszonych ziół i powiedział: „Tutaj nie trzeba nic mówić. Góry są mądrzejsze od nas.” Miał rację.
Wieczorem, kiedy słońce znikało za grzbietem, siedziałam w swoim kampervanie z kubkiem herbaty i czułam się jednocześnie bardzo mała i bardzo… spokojna. Samotność tutaj nie boli. Ona uzdrawia.

Z tymi swobodnie pasącymi się końmi i krowami, które niczego się nie boją, Stara Płanina pokazuje, że dzikość nie oznacza niebezpieczeństwa. Ona oznacza wolność. Brak ogrodzeń, brak lęku, brak rutyny. Koń spogląda ci w oczy i odchodzi, bo nie musi uciekać. Jakby mówił: ty też możesz tak żyć.


Podróż solo vanem i na rowerze to coś więcej niż przygoda. To sposób, by poczuć świat naprawdę, z bliska, z serca, z ciała. Każdy dzień to decyzja: gdzie chcę być? Co chcę zobaczyć? Czasem jadę, czasem zostaję. Zawsze słucham.
I nawet jeśli plan się nie udał, to ta podróż była pełna — bo była moja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *