Szczawnica – Lubań – Szczawnica
Gorce i Sądecczyzna chodziły mi po głowie już od dwóch miesięcy. Ale jakoś ciągle coś nie pasowało, aby tam znów pojechać. A to praca, pandemia, zakazy przemieszczania, a co najważniejsze pogoda – wyjątkowo nie pewna, do tego zimno, jak na tę porę roku.
Ostatni raz byłam tutaj w zeszłym roku, więc dawno. Kiedyś przyjeżdżałam częściej, bo to właśnie tu sięgają moje korzenie. W końcu udało mi się wstrzelić w okno pogodowe na kilka dni. Choć nie do końca.
Celem było zdobycie Lubania, najwyższego szczytu Pasma Lubania w południowo-wschodniej części Gorców.
Zrobiłam dwa podejścia do wyjścia na rower. Za pierwszym razem zaczęło padać, jak tylko ubrałam kask na głowę. Przy drugim nawet się trochę wypogodziło, ale pewne było, że zacznie znowu lać. Ale co innego, wyjeżdżać w deszczu, a co innego jeśli deszcz załapie cię gdzieś po drodze.
Ze Szczawnicy
Trasę rozpoczęłam w Szczawnicy, ponieważ tam się zatrzymałam w przytulnym pensjonacie. Do Krościenka najlepiej dojechać odcinkiem trasy Velo Dunajec, niestety aktualnie jest po części w remoncie i przejazd wygląda trochę jak rajd po placu budowy, w towarzystwie ciężkiego sprzętu.
Z Krościenka należy kierować się czerwonym szlakiem pieszym. Na początku jest to asfalt między domami, który na dzień dobry ostro pnie się w górę.
Moje podjeżdżanie trwało bardzo długo, ponieważ po drodze było bardzo dużo ładnych kwiatów i oczywiście musiałam robić zdjęcia.
Po kilku minutach mozolnego podjazdu, zaczynają się pierwsze zielone widoki. Niesamowite jaka ta zieleń jest soczysta.
…i kolejny kolor kwiatów.
Do Klocówki
Wkrótce asfalt się kończy, a ja mogłam rozpocząć swą błotną przygodę.
Oczywiście w międzyczasie z nieba zaczęło lecieć coś przypominającego mżawkę.
Na szczęście pod drzewami nie było to aż tak odczuwalne.
Klocówka 662 m n.p.m i grzybki
Jak tylko mżawka ustała dojechałam pod zadaszenie. Norma. Ciekawa sprawa z tym wielkim grzybem. Doczytałam się, że pierwotnie altanka była w kształcie parasola, ale została zniszczona tuż przed II wojną światową, ponieważ był to rzekomy punkt orientacyjny dla niemieckich samolotów. Tuż po wojnie została odbudowana, już w kształcie grzybka.
Na terenie Gminy Krościenko nad Dunajcem znajduje się 11 takich grzybo-parasoli. Usytuowano je w miejscach ciekawych dla oka. Spod grzybka na Klocówce rozpościera się widok m.in. na Ociemny Wierch, Kurnikówkę, Trzy Korony i Tatry Wysokie.
Kiedy siedziałam pod grzybkiem, znów zaczęło padać. Już wiedziałam, że cały dzień będzie pod znakiem przelotnego opadu. Poczekałam, aby wystrzelić się w międzyczas bez deszczu.
Dalej trasa ciągle wiedzie szeroką drogą z nieco większymi kamieniami. Pogoda zaczęła się jednak poprawiać. Miałam wrażenie, że słońce zostanie ze mną na dłuższą chwilę.
Droga wkrótce wpada do lasu. Nie ukrywam, że nie jechało się zbyt dobrze. Było ślisko mokro i zimno. Nie lubię deszczu ani zimna. A połączenie tych dwóch czynników to już zgroza.
Na szczęście widoki rekompensują wszelkie niedogodności, a słońce łagodzi uczucie zimna.
Wypych
Stało się. Przyszła pora na wypych, ale bardzo krótki.
Z lasu wyjeżdża się na otwartą przestrzeń grzbietu Lubania. W tym miejscu widoki cieszą oko zarówno od północy jak i południa.
A w oddali już widać kolejnego odpoczynkowego grzyba. Trochę za szybko było na odpoczynek, więc odpuściłam posiedzisko.
Z takimi widokami, to w sumie nawet w deszczu dobrze się jedzie.
Wkrótce pojawia się oznakowanie rowerowe, którego się trzymam do samego Lubania.
I po deszczu
Wreszcie nastał ten moment, kiedy prognoza mówiła, że to już koniec tej zmienności pogody. Zrobiło się nawet cieplej i mogłam wreszcie wyschnąć.
Widoczność zdecydowanie się poprawiła, a na horyzoncie mogłam zobaczyć ośnieżone wierzchołki Tatr.
Wracając do wyschnięcia. Kiedy zobaczyłam nawierzchnię po jakiej przyjdzie mi za chwilę jechać, wszystko było jasne.
Na szczęście było już na tyle ciepło, że mi to nie przeszkadzało. Błoto to ja akurat lubię. Miejscami było naprawdę miękko.
Na przemian z trochę bardziej ubitą nawierzchnią.
Na Średni Groń
Czerwony szlak zaczynał być już trochę bardziej kamienisty, ale nie sprawiało to jakiejś większej trudności.
Mój organizm to ma jednak wyczucie. W momencie kiedy zaczęłam być głodna, nagle po prawej pojawiła się altana. O dziwo nie w kształcie wielkiego grzyba. Bardzo fajne miejsce, osłonięte od wiatru z optymalnym widokiem.
Spod altany droga od razu leci w górę, po dość dużych kamieniach.
Dalej znów przez las, ale jakby tak trochę mniej błota było. Istniał cień szansy na wyschnięcie.
Ostatnie metry podjazdu na Średni Groń, to przeplatanka z wypychem.
Na skrzyżowaniu, oczywiście należy nadal podążać czerwonym szlakiem, mimo że zielony wygląda równie zacnie. Postanowiłam jednak trzymać się planu.
Średni Groń 1225 m n.p.m
Średni groń to tak naprawdę drugi wierzchołek Lubania. To było najlepsze miejsce widokowe tego dnia. Pogoda wyklarowała się jak na zamówienie. Niektóre źródła podają, że oba szczyty mają taką samą wysokość, a inne że wschodni szczyt jest wyższy – 1225 m.n.m. Na moje oko wygląda na to, że Średni Groń jest trochę wyższy.
Po prostu znalazłam się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Zielone Pasmo Gorców i Beskid Wyspowy mnie zahipnotyzowały.
Mimo, że ścieżka pozwalała na nabranie rozpędu, wolałam jak najdłużej rozkoszować się tym momentem, podobnie jak ostatnio jadąc przez Pasmo Policy.
Poza tym, fenomenalny widok na jezioro Czorsztyńskie i oczywiście Tatry, nie pozwalał na szybszą jazdę.
Przeklęty Lubań
Podobno kiedyś okoliczni mieszkańcy grzebali tutaj samobójców, może dlatego mówi się, że to góra nieszczęść. Lubań owiany jest także ludową legendą. Podobno jest to miejsce magiczne, a zarazem przeklęte. Miejscowi bacowie – czarownicy toczyli tutaj między sobą spory (ciekawe jak wyglądały te spory…?). Jeden z nich wypowiedział jakieś straszliwe przekleństwo i całe stado owiec, razem z juhasami zapadło się pod ziemię. W dniu św. Jakuba, można usłyszeć okrzyki juhasów i dzwonki owiec.
Wieża widokowa na Lubaniu 1211 m n.p.m
Między dwoma wierzchołkami znajduje się działająca od lat 60-tych, studencka baza namiotowa, położona na 1200 m n.p.m. Chyba z ciekawości wpadnę tu 25 lipca w dzień Św. Jakuba i będę nasłuchiwać tych juhasów.
Oczywiście nie przepuściłam okazji z wejścia na wieżę widokową. Była cała dla mnie. Tuż przy wieży, jest kamienny ołtarz i krzyż papieski.
Z wieży widokowej to już jest inny level zachwytu.
Warto spędzić tam dłuższą chwilę.
Z wieży rozpościera się panorama Tatr, Podhala, Pienin, Beskidu Sądeckiego, Beskidu Wyspowego, Babiej Góry i oczywiście Gorców.
Schronisko
Na południowej stronie polany Lubania znajdują się również ruiny schroniska, które spalili Niemcy w 1944 roku podczas II wojny światowej.
Powrót
Nastał moment obrania drogi powrotnej. Zaplanowałam zielony szlak do Grywałdu.
Dopijałam już resztki wody z bidonu, tylko czekałam na jakiś potok. Aż tu nagle tabliczka na drzewie z napisem WODA. Nie taki przeklęty ten Lubań.
Źródełko jest jedynym ujęciem wody dla w/w bazy namiotowej.
Od źródełka jechałam zielonym szlakiem. Na początku jest dość stromo, ale później przekształca się w szybkiego singla.
Niżej kontynuowałam moją błotnistą przygodę.
To właściwie nie była już ścieżka tylko potok. Ale spokojnie, mój czołg dał radę.
Dojechałam do skrzyżowania zielonego szlaku z drogą no name, która wyglądała bardziej znośnie, więc zaryzykowałam. Było bardzo dużo błota, ale tłumaczyłam sobie, że pewnie jadąc dalej zielonym szlakiem byłoby go więcej.
Nagle ścieżka skończyła się, a na jej końcu rwący potok, oczywiście płynący w poprzek. Nie było sensu się wracać. Na szybko, zbudowałam coś w rodzaju kładki. W skrócie przytargałam konar z lasu i po prostu położyłam go w potoku.
Trzy razy zabierałam się do przekroczenia suchą nogą. Nie wyszło mi. Mój mostek odpłynął. Nie było sensu konstruować nowego, więc po wystających kamieniach jakoś przeszłam, po kostki w wodzie.
Po przekroczeniu potoku dostałam się na tak pięknie wyglądającą drogę. Tak, to był zielony szlak z którego wcześniej odbiłam.
Mój spektakularny wjazd do Grywałdu, był niczym jednoosobowa błotna parada.
Po drodze do Szczawnicy, było jeszcze wiele pięknych widoków. Ten błękit nieba zapowiadał, że jutro już będzie sucho.
Do Szczawnicy standardowo przyjechałam odcinkiem trasy Velo Dunajec.
Podsumowanie
- Trasa na każdą pogodę (jeśli ktoś lubi błoto).
- Szlak przebiega przez Kopią Górkę, Marszałkę, Jaworzynę, Średni Groń, Lubań.
- Stopień trudności: średni, jest kilka technicznych odcinków zjazdowych, najbardziej stromy to początkowy fragment zielonego szlaku od bazy namiotowej Lubań do źródełka.
- Na trasie niema żadnego schroniska, więc prowiant polecam wziąć ze sobą, woda do uzupełnienia w potokach.
- najlepszy punkt widokowy to Stary groń i oczywiście Wieża Widokowa na Lubaniu.
- Lepiej trzymać się szlaku, zawsze może zaskoczyć potok przecinający drogę.
- Czas, myślę że spokojnie po pracy można się wybrać na taką rundkę.
Mapa
Góry uczą smaku rzeczy prostych, takich, których nie doceniamy…
Stanisław Biel
One Reply to “Deszczowy Lubań w Gorcach”
Comments are closed.