Małe choć wielkie Pieniny i słowackie single

Posted on
dziewczyna na rowerz

Rozczulam się. Rozczulam się nad wszystkim. Nad słońcem, które ogrzewa suchą skórę na twarzy, nad pięknym widokiem, który mogę zobaczyć własnymi oczami. Nad ciepłym wieczorem i nocą czarną jak piekło. Rozczulam się nad czasem, który jakby przyspiesza nie dając oddechu, nie dając ani krzty wytchnienia. Otwieram oczy w poniedziałkowy poranek, jedno mrugnięcie i już jest niedzielne popołudnie. Jak? Kiedy? Nie wiem. Śniadania jedzone na łonie natury chyba już zawsze będą mi się kojarzyć z reklamą serka almtte. Kiedy wszedł na rynek zostaliśmy zbombardowani sielskim widokami łąki, szczęśliwych krów na pastwisku i chlebem krojonym w slow motion. I nawet jeśli akurat nie smaruję bułki serkiem spulchnionym azotem, to właśnie zawsze mi się to przypomina.

dziewczyna obok samochodu

Pieniny

Mamuś! A gdzie jedziemy? – do Stefki odpowiedziała. I wtedy już wszystko było jasne. Bo do Stefki znaczy w Pieniny. Wtedy myślałam, że to malownicze pasmo górskie położone na pograniczu Polski i Słowacji, graniczące z Gorcami, Beskidem Sądeckim i Magurą Spiską nazywa się „Stefka”.

U Pani Stefki pachniało świeżo pieczonym ciastem, starą drewnianą podłogą i równie starymi meblami. Na środku pokoju stał okrągły stół, a wokół niego cztery drewniane krzesła, których siedziska i oparcia były obite strukturalnym materiałem w kolorze miodu rzepakowego. Tuż nad stołem, przy suficie wisi metalowy czarny żyrandol z czterema żarówkami, przysłoniętymi białymi kloszami. Jeden z kloszy ma pęknięcie, a cała wisząca konstrukcja wygląda jakby miała za chwilę spaść. Do ścian przybite są gwoździami oprawione czarno-białe zdjęcia. Prawie na każdym są dostojne Trzy Korony oraz Flisacy płynący na tych dziwnych tratwach. Mi Trzy Korony kojarzą się z potężnym zamkiem osadzonym na wzgórzu, który oddzielony jest od granicy ze Słowacją niebezpieczną fosą – Dunajec. Pieniny to także niekończące się zielone łąki przypominające pastelowe obrazy. Pieniny to owce i najlepsze oscypki. Pieniny to wspomnienia.

owce na hali

Przebieg trasy: Szczawnica – Wysoki Wierch – Veľký Lipník – Czerwony Klasztor – Lechnica – Szczawnica

Mapa

Szczawnica

W Szczawnicy nie bywaliśmy zbyt często. Choć niejednokrotnie płynąc spływem Dunajca, wysiadka była właśnie tutaj. Myślałam, że Szczawnica, to enklawa dla wybrańców, którzy przyjeżdżają tu uczestniczyć w dziwacznych obrzędach picia wody i codziennych spacerach . Lecz teraz już wiem, że to miejsce jest zwyczajnie uzdrowiskiem, a ta niedostępność wynikała z określenia sanatorium (czyli czegoś niedostępnego, czegoś wyjątkowego, pobyt, który można sobie „załatwić”- przynajmniej kiedyś tak podobno było).

Na terenie Uzdrowiska znajdują się obecnie źródła  kwaśnych wód – szczaw, o których pierwsze wzmianki pochodzą aż z XV wieku. Nieodłącznym elementem uzdrowiska jest zatem Pijalnia Wód Leczniczych gdzie do dyspozycji gości są szczawy wodorowęglanowe, sodowe, jodkowe i bromkowe bogate w sole mineralne oraz liczne mikroelementy. Jak dla mnie to ta woda po prostu śmierdzi, ale to rzecz gustu.

Palenica 722 m n.p.m.

Lenistwo czasami wygrywa, albo to zwyczajnie ułatwienie sobie życia. Nie muszę się z tego tłumaczyć. Była okazja, to skorzystałam. Wjechałam na Palenicę wyciągiem oszczędzając sobie ok 300 metrów przewyższenia.

Szafranówka 742 m n.p.m

Szczyt szafranówki znajduje się nieopodal górnej stacji wyciągu. Ale jest to dosyć strome podejście, dlatego puszczam ją bokiem.

Od Szafranówki niebieskim szlakiem granicznym, jadę w kierunku Wysokiego Wierchu.

selfie na rwerze

Niebieski szlak Pod Huściawą, to malownicza polana gdzie warto wziąć kilka głębszych oddechów przed ciągnącym się podjazdem.

dziewczyna na rowerze

W takim miejscu jak to, można zobaczyć nieskończoną ilość odcieni zieleni. Każdy gatunek drzewa, każde źdźbło trawy, tworzy wspólnie niepowtarzalny krajobraz.

górska polana

Z wysokiej trawy wystają brązowe grzbiety krów. Jednak kiedy się zbliżam dźwigają swe ogromne głowy, kierując w moją stronę te głębokie czarne oczy.

krowy na łące

Wysoki Wierch 898 m n.p.m.

Pod Wysokim Wierchem znajduje się bacówka, jest to jeden z tradycyjnych szałasów pasterskich. Tuż za nim rozpoczynam wypych na Wysoki Wierch. Nie ma innej możliwości. Trzeba się tutaj zwyczajnie wdrapać.

Wysoki Wierch 898 m n.p.m.

Wysoki Wierch ma niespełna 898 m n.p.m. leży w grzbiecie Małych Pienin, a przez jego wierzchołek przebiega granica polsko – słowacka. Wzniesienie to jest bardzo urzekające pod względem widokowym. Zasiadając wygodnie na drewnianej ławce zobaczysz: Trzy Korony, Sokolicę, Gorce, Beskid Wyspowy, Beskid Sądecki, pobliską Grupę Golicy, Magurę Spiską i oczywiście Tatry.

Panorama górska

Z Wysokiego Wierchu zjeżdżam żółtym szlakiem. Na początku jest to wąski niezbyt stromy singiel, który później przeistacza się w rozległą łąkę na której w płucach poczujesz zachłyśnięcie przestrzenią.

Po tym zielonym dywanie jadę aż do Przełęczy pod Tokarnią.

Dziewczyna na rowerze

Przełęcz Pod Tokarnią 710 m n.p.m.

Przeciskam się przez parking z masą samochodów, gdyż jest tutaj bardzo piękny punkt widokowy, który jest łatwo dostępny – nawet w japonkach. Wbijam na całkiem przyzwoity singiel oznaczony czerwonym szlakiem. Początek zapowiadał się wspaniale, aż tu nagle…

Czekało na mnie nie lada wyzwanie. Znikąd pojawił się elektryczny pastuch, z którym niejednokrotnie miałam doświadczenie (zapewniam, że nie jest to nic przyjemnego). To jak zaskoczenie połączone z ciarkami na całym ciele i bólem we wszystkich zakończeniach nerwowych. Dlatego tym razem ostrożnie zabieram się za ominięcie przeszkody. Przekroczenie nie wchodzi w grę. Za wysoko i zbyt duże ryzyko dotknięcia częścią garderoby. Roweru też nie rzucę, bo jednak szkoda. Pozostaje więc przeczołganie się pod spodem. Dalej już tylko błoto wymieszane z krowimi plackami i dosyć gęste zarośla. Nie jestem pewna, ale jest duże prawdopodobieństwo, że zwyczajnie zgubiłam szlak.

Veľký Lipník 574 m n.p.m

Z Wielkiego Lipnika do Czerwonego Klasztoru zmierzam asfaltową drogą. Jest to chwila na wyczyszczenie opon i wzięcie oddechu przed kolejnym podjazdem. Gdzieś w oddali cały czas towarzyszą mi Trzy Korony. To taki punk orientacyjny. Z Czerwonego Klasztoru to już przysłowiowy „rzut beretem” do tego co najlepsze dzisiejszego dnia.

widok na trzy korony

Singletrails Lechnica

Na Singletrails Lechnica znajdują się trzy trasy, a właściwie to cztery. GRIFTOF 9km, ŠPICA 5km, GVIZD 1,3 km i GRIFTOF uphill. Panuje tutaj taka totalna dzikość, a przede wszystkim jest pusto. Podjazd rozpoczyna się szeroką, polną dziurawą, ale przyjemną drogą. Mój wybór padł na Griftofa więc podążam za strzałką. Podjazd przypomina mi nasz Bielski Daglezjowy na Enduro Trails.

tablica informacyjna

Griftof ma ok 9 km. Na kiedy już złapiesz flow na początku leśnej trasy, wyskoczysz z lasu na niekończącą się łąkę, na której zaliczysz kilka małych chopek, ale przede wszystkim zobaczysz przepiękną panoramę Trzech Koron i Tatr Bielskich.

dziewczyna na rowerze

Mimo że grawitacja ciągnie cię w dół, to nie ma co się tutaj zbytnio spieszyć. Zatrzymaj się, zamknij oczy i nasyć widokiem, oddychaj zapachem polnych traw i wsłuchaj się… Sprawdź, czy potrafisz usłyszeć ciszę. Każdy jeden powiew wiatru, każdy ruch skrzydłem owada niesie za sobą szereg dźwięków niezwykle kojących dla ucha. Odgłosy te niezwykle pobudzają wyobraźnię jeśli tylko zechcesz.

polana

Trasą Velo Dunajec wracam do zatłoczonej Szczawnicy. Macham do Flisaków płynących na tratwach, snują oni pewnie swe niepowtarzalne opowieści o wysokiej Kaśce, Grubej Baśce i Rozczochranej Maryśce.

polana

Maniowy

Rozgotowany makaron wykipiał gasząc niebieski płomień jednopalnikowej kuchenki. Słychać tylko syczenie, bo to nie taki super, co następuje odcięcie gazu wraz z utratą płomienia. To nic. Przynajmniej nad tym mogę mieć kontrolę. Kiedy zakręcę będzie po prostu zakręcony. Pesto paprykowe. Takie na ostro, bo lubię, ale nie lubię gdy jest go mało. Na jedną porcję makaronu ląduje połowa słoika. Mam wrażenie, że wtedy bardziej poczuję smak, poczuję że żyję. Patrzę w kierunku zachodzącego słońca, które nieuchronnie gaśnie tuż za wierzchołkiem góry. Może to już ostatni. Nie wiem…

zachód słońca

2 Replies to “Małe choć wielkie Pieniny i słowackie single”

  1. Szacun jesteś niesamowita i jeszcze ta historia,powinnaś książki pisać,masz ogromny talent,pozdróweczki 💪👊🤗

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *