Kto tu jest?
– To ja twój strach. – Słyszę szept, który jest niczym wiatr próbujący się wedrzeć przez szyby samochodu.
– Strach? – pytam. – Cichy szept przeraża mnie bardziej niż irracjonalność tego, że gadam do wiatru. I do tego nie otwieram oczu. Czemu? Może jednak się boję? Pytam. – Dlaczego przyszedłeś? Ale wiem, że pytam samą siebie.
Dzisiejszą noc spędzam w wyjątkowym miejscu. Miejscu, gdzie tatrzańska panorama wypełnia całą linię horyzontu, gdzie niebo o zachodzie słońca robi się złote, a później różowe, gdzie panuje cisza, a na niebie widać tysiące gwiazd….
Pętla spiska
Pętla spiska, to trasa, którą warto przejechać, choćby tylko ze względu na widok na Tatry, który towarzyszy przez większość trasy. Punktem startowym jest kapliczka w Łapszach Niżnych, u zbiegu ulic Długiej i Wiejskiej. Jednak ja uznałam, że skoro jest to pętla, to nie jest aż taki istotne skąd ją rozpocznę. Szlak w przeważającej części ma nawierzchnię asfaltową, co nie znaczy, że jedzie się głównymi drogami. Drogi przebiegają przez wioski i lasy. Pętla Spiska Jest także szlakiem granicznym ze Słowacją. Miejscami jest też częścią „Szlaku wokół Tatr”. Pętla Spiska w wielu momentach przebiega przez otwarte przestrzenie, dlatego jadąc w wietrzny dzień warto odpowiednio się ubrać.
Mapa
Niedzica
Ruszam z przydrożnego parkingu nieopodal zamku w Niedzicy. Na początku nic ciekawego, moja uwaga skupia się głównie na wydostaniu się z tego „centrum masowej turystyki”. Przejeżdżam przez uroczą wioskę Kacwin najstarszą na Spiszu. Kawałek dalej robię krótki postój oczywiście na czekoladę. Przy okazji schodzę po schodach do Wodospadu pod Uplazem.
To właśnie tu przekraczam granicę ze Słowacją. Tuż po przekroczeniu granicy, pojawiają się tradycyjne drewniane domy. Nie wiem czy mi się to wydaje, ale Słowacy mają niesamowite poczucie symetrii. Zwykle kiedy jadę przez takie wioski panuje tu niezwykły porządek, wszelkie zabudowania stoją równo i pasują do siebie kolorystycznie, a dekoracyjne malowania są jak od linijki. Kiedyś spotkałam się nawet z tym, że cała wioska, tzn. mieszkańcy zamiatali ulicę tuż przed swoją posesją. Właściwie do dziś się zastanawiam, czy było to jakieś zorganizowane sprzątanie wioski, czy może mają taką kulturę lub przepis, że każdy dba o kawałek ulicy graniczący z własną działką. jeśli coś wiesz na ten temat, to napisz w komentarzu.
Asfalt wpada do lasu. Momentalnie zrobiło się zimniej. Zaczynam się zastanawiać co mi przyszło do głowy, żeby jechać w krótkich spodniach. Nie wiem. Zaczynam analizować chwilę w której się ubierałam i z tego co pamiętam było zimno. Dlatego tym bardziej zastanawiam się cóż ja najlepszego uczyniłam. No trudno, będę marznąć.
Na poboczu, a właściwie w takiej leśnej zatoczce stoi zielona Łada Niva. Kolor dość mocno wypłowiały, a lakier miejscami wręcz popękany. Nie dziwne skoro te samochody są niewiele młodsze ode mnie. Znam gościa co taką Ładą jeździ, widuję go czasem kiedy wracam z piekarni. Ale on ma chyba ten nowszy model, tzn. ten po liftingu w 1993, czyli młodszy, ale i tak jednak nadal stary. Zaliczam kolejne metry przewyższenia. Zrobiło mi się nawet cieplej. Za chwilę już było gorąco, a to za sprawą przemieszczania się czegoś dużego w krzakach. Myślę sobie… To koniec. Tym razem, to na pewno niedźwiedź. A że ja panicznie boję się tych płochliwych stworzeń, zamieram bez ruchu. Nie wiem nawet czy jeszcze oddycham. Wreszcie wyłazi… Wyłazi ubrany w zieloną kurtkę i spodnie moro.. W prawej ręce trzyma masywny statyw, a w lewej aparat ze sporym obiektywem.
-Ahoj – krzyczy w moją stronę. Ja nadal milczę, ale zaczynam powoli oddychać.
– Ahoj – odpowiedziałam. Po czym mówię – ale mnie wystraszyłeś, choć w głowie miałam pytanie „człowieku dlaczego przebrałeś się za drzewo i straszysz rowerzystów?”
– Podobno widziano tutaj niedźwiedzia, więc czekam na niego w zaroślach od dwóch dni. Nie widziałaś go może?
– Na szczęście nie – odpowiadam, choć samo słowo niedźwiedź wypowiedziane w takich okolicznościach przyrody wywołało ciarki na mojej skórze.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, okazało się, że to właściciel Łady stojącej poniżej.
Dalej jadę w kierunku Łapszanki moja kadencja poprawiła się o stokroć. To niewiarygodne, że myśl o tym, iż gdzieś w pobliżu jest niedźwiedź może dodać tyle pary w nogach. Tuż po wyjeździe z lasu, staję w obliczu ośnieżonych wierzchołków Tatr, wynurzających się zza pobliskiego wzgórza. Koniecznie trzeba się tutaj zatrzymać. Nie można tak po prostu przejechać obojętnie. Trzeba spokojnie przetrawić każdy metr. Droga nadal pnie się w górę do Przełęczy nad Łapszanką. Mimo, że jest zimno, bo lodowe powiewy chłodu wręcz przeszywają każdą część mojego ciała….Nie spieszę się.
Łapszanka 937 m n.p.m.
Podjazd z tego miejsca na przełęcz, to już w zasadzie formalność. Na przełęczy stoi murowana, bielona i kryta gontem kapliczka z 1928 r. Umieszczony w wieży dzwon niegdyś miał ostrzegać mieszkańców okolicznych wsi przed nadciągającą burzą i “odstraszać pioruny”. Według dawnych wierzeń, bicie w dzwon tej kapliczki miało też płoszyć płanetników – demoniczne istoty zsyłające burzę i grad. Istoty te nazwano też chmurnikami czy obłocznikami. Był to demoniczne lub półdemoniczne stwory, które utożsamiano ze zjawiskami atmosferycznymi. Płanetnikami zostawały dusze zmarłych nagłą śmiercią i samobójców, głównie wisielców i topielców. Wyobrażano ich sobie jako wysokich starców w szerokich kapeluszach lub jako małe stworki. Mi zdecydowanie do gustu przypadła pierwsza opcja. Patrząc w niebo dosłownie widzisz starca (takiego podobnego do Gandalfa z Władcy Pierścieni). Jego broda, długie włosy oraz wąsy wtapiają się w bezkres kłębiących się chmur.
Patrząc na na niebo, które granatowiało z każdym kwadransem miałam ochotę dzwonić i dzwonić.
Wiatr trochę się uspokaja, czyli jednak sama myśl o dźwiękach dzwonnicy choć trochę odstraszyła burzowe demony. Siadam na ławce, dojadam resztę czekolady i nadal patrzę na Magurę Spiską białe Tatry Murań w Tatrach Bielskich, Gerlach, Wysoką, Rysy i Mięguszowieckie Szczyty w Tatrach Wysokich.
Od Łapszanki jadę niebieskim szlakiem aż do skrzyżowania Pawliki. Oczywiście po drodze nie opuszcza mnie tatrzańska panorama. W lesie można spodziewać się dużych ilości błota, szczególnie po deszczu, ale wydaje mi się, że nie ma to aż takiego znaczenia, to taki rodzaj błotnych kałuż, które raczej nigdy nie wysychają. Kiedy już przedzieram się przez błotny fragment znów wyjeżdżam na spiskie pola i łąki i znów ukazują się Tatry.
Grandeus 795 m n.p.m
Ostatnim punktem widokowym na trasie jest rozległy wierzchołek Grandeus. To niewielkie wzniesienie jest moim zdaniem jednym z lepszych punktów widokowych na Spiszu z rozległą, fascynującą panoramą Tatr Bielskich, Tatr Wysokich, Pienin i Gorców. Jednak nie zostaję tutaj zbyt długo. Wiatr znów się wzmaga, a chmury powoli zasłaniają góry na horyzoncie. Do Niedzicy wracam przez Druszczyn i okoliczne wzniesienia, zaliczając jeszcze sporo metrów przewyższenia.
Kolejna noc, kolejne niezwykłe miejsce. Jezioro Czorsztyńskie zafunfowało mi niezwykły zachód słońca mieniący się złotem, a granatowe chmury podświetlane jasnymi promieniami, stawały się różowe i błękitne zarazem. Skończył się niezwykły dzień w jeszcze bardziej niezwykłych Pieninach Spiskich.
Jaki ten dzień był DOBRY🙏
Hej, jak dokładnie wygląda trasa Petli Spiskiej między Dursztynem a Niedzica? Nawierzchnia, krzaki, kamienie, wypychy, wąskie single z krzakami?
Hej, nieee ja sobie delikatnie zmodyfikowałam