Lubię legendy, baśnie, powieści fantasy, mityczne postacie i mroczne historie. Mam poczucie, że balansowanie na granicy strachu, a czasem głupoty sprawia, że życie staje się ciekawsze. Natomiast robienie rzeczy powszechnie uważanych za skrajną nieodpowiedzialność, to tworzenie niesamowitych wspomnień. Zdaję sobie sprawę, że zawsze może pójść „coś nie tak”, ale każdy ma swoje życie, w którym może podejmować ryzyko lub nie.
Zima to taki okres, kiedy na rowerze jeździ się trochę mniej, dzień jest jakiś taki krótki, leniwe poranki, większe śniadania i do tego zimno.
Od jakiegoś czasu mam przyjemność testować pewien fajny rower, dlatego aż chce się jeździć. Uznałam, że nie będę kombinować z trasą. Kiedy wszędzie leży dużo śniegu lepiej wybierać szlaki, które się zna i wiadomo, że są uczęszczane przez ludzi. Wtedy wszystko jest pięknie wydeptane i przejezdne. Ale czy warto zbaczać ze szlaku…? Dowiesz się dalej.
PRZEBIEG TRASY: WISŁA GŁĘBCE – CIENKÓW – WISŁA CZARNE – WISŁA GŁĘBCE
Mapa
Niech cię nie zwiedzie czas.
Wisła Głębce
W pewien zimowy, mroźny, a zarazem słoneczny dzień w końcu udaje mi się wybrać na rower. Przejeżdżam przez Wisłę, o dziwo bez przewlekle długiego korku. Samochód parkuję w ostatniej – Wiśle Głębce. Nazywam ją ostatnią, ponieważ jest tutaj końcowa stacja linii kolejowej.
Z parkingu ruszam główną drogą, później ostro w górę i już jestem na czarnym szlaku. Wszystko szybko się dzieje. droga, szlak i pierwsze widoki.
Czarny szlak początkowo jest wydeptany i całkowicie przejezdny.
Kilkaset metrów dalej już tak pięknie nie jest. Śladów brak. Ale lata, szwendania się po lasach i górach nauczyły mnie, że jeśli nie ma gdzieś drogi, to trzeba ją po prostu wyznaczyć.
Po krótkim wypychu, docieram do wydeptanej ścieżki. Ciekawe, pewnie, ktoś kto myśli podobnie jak ja, wyznaczył trasę gdzieś indziej. Ale teraz przynajmniej są dwie. Kontynuuję więc szlak. Bardzo przyzwoitym singlem zjeżdżam do Wisły Czarne.
Turbo
Rower elektryczny w zimie, to chyba najlepsze rozwiązanie. Serio dawno nie miałam takiej radochy z jazdy.
W trybie „turbo” podjeżdżam żółtym szlakiem do górnej stacji wyciągu Skoczni im. Adama Małysza.
Z reguły, ktoś kto nie jeździ na elektryku, pierwszy rzuca kamieniem, głosząc sądy, że taki rower to nie rower, że to dla leni, że się człowiek nie męczy, a co gorsza, że to oszustwo! O matko! Tylko czy robienie fajnego tripa po górach, to wyścig w jakichś zawodach, czy to rywalizacja, czy na końcu czeka jakaś weryfikacja sił…? Kto kogo tutaj oszukuje? Obiecuję, na stravie zaznaczę, że to „e-bike ride”.
Robię przerwę na herbatę i „obiad”, bo tak ten elektryk działa, że człowiek głodnieje i chce się pić.
Czasami jestem pytana, jak na cały dzień potrafię spakować się jedynie do 3 litrowej nerki do tego w zimie. Nie mam zbyt wielkich wymagań. Zabieram tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Czyli powerbank, wodę, herbatę i jedzenie – mam tutaj na myśli: czekolada, banan, bułka (tak, zagryzam suchą bułkę bananem).
Cienków
Cienków to nie jest jeden szczyt, a cały grzbiet o długości 8 km. W jego skład wchodzą trzy:
-Cienków Wyżni (957 m n.p.m.),
-Cienków Postrzedni (867 m n.p.m.)
-Cienków Niżni (720 m n.p.m.)
Na szczycie Cienków Niżni znajduje się górna stacja wyciągu narciarskiego, oraz karczma dla spragnionych góralskiego klimatu.
Mam bardzo ciekawe wspomnienie z dzieciństwa, odnośnie zimy na Cienkowie. To był rok 1995, kiedy to w Polsce nastąpiła denominacja złotego. Przy dolnej stacji wyciągu jest mniejszy, nazywany „oślą łączką” jako dziecko jeździłam tam na nartach, natomiast dziadek miał odbierać mnie z wyciągu. Ale, że dziadek był osobą towarzyską, gadatliwą i chętnie nawiązywał nowe znajomości, szczególnie kiedy w grę wchodziły napoje wysokoprocentowe. Tak było i w tym wypadku.
Bardzo szybko zaprzyjaźnił się z panem obsługującym wyciąg, a że było zimno zamknęli się w tej małej budce, zapominając o mnie. Kiedy sobie przypomniał, w ramach zadośćuczynienia dostałam od niego nowiutkie pięć złotych. Chyba już wtedy wiedziałam, że najlepiej polegać tylko na sobie.
Dalsza część szlaku jest całkowicie przejezdna, można się nawet nieźle rozpędzić nie wpadając przy tym w poślizg.
Jazda na rowerze po śniegu wywołuje w mnie tak zaciesz, że po prostu nie potrafię się nie uśmiechać.
Warto się co jakiś czas zatrzymać pochłonąć trochę widoków. Dawno takiej zimy nie było, więc nie mam zamiaru się nigdzie spieszyć.
Gdzie nie spojrzysz tam widoki, pejzaże, krajobrazy…
Dziwne czasy nastały. Jedziesz sobie po prostu rowerem, a tu nagle narciarz wyjeżdża na czołowe.
Znów zatrzymuję się na chwilę i odwracam głowę. Upraszczając, zima w porównaniu do innych pór roku kolorystycznie wypada słabo. Tylko biele, błękity, czasami ciemne zielenie i czerń. Brzmi ponuro prawda.
Ale kiedy już zobaczysz całe to zestawienie razem, diametralnie zmienia się postrzeganie zimowej szarówki. Po prostu chcesz tu być i nie wracać. Taka jest zima w górach.
Matka Smoków
Śnieg wydaje się przyciskać drzewa do ziemi, nawet podmuchy wiatru nie są wstanie wprawić w ruch ciężkich gałęzi.
Z lekkością i gracją mknę w górę jak Daenerys Targaryen na smoku.
Cienków Wyżni 957 m n.p.m.
Śnieg jest dobrze ubity przez turystów, dlatego podjazd na Cienków Wyżni nie sprawia żadnych trudności. Myślałam, że w tym miejscu akurat będzie wypych, lecz zostałam mile zaskoczona.
Mróz
Im dalej sięgam wzrokiem, krajobraz staje się coraz bardziej miękki, a góry wydają się jeszcze głębiej zasypiać pod zimową, puchową kołdrą.
Jest kilka stopni poniżej zera, lecz promienie słońca ogrzewają na tyle intensywnie, że rękawiczki chwilowo okazują się zbędne. Musiałam przewietrzyć palce.
Drzewa wyglądają niesamowicie.
Z lewej kolejna porcja świerków zniewolonych przez śnieg, natomiast po prawej wyłoniło się Pasmo Baraniej Góry.
Zdecydowanie ta część trasy rozwaliła mnie na łopatki.
Trójoka wrona
Zjeżdżam z żółtego szlaku na trawers Pasma Baraniej Góry. Śniegu jest sporo, momentami pokrywa śnieżna przekracza wysokość moich kolan.
Spotkany starszy pan o chudej i zapadłej twarzy poradził abym lepiej zwróciła, ponieważ dalsza część może okazać się nieprzejezdna. Spojrzał na mnie z naganą, lecz potem uśmiechnął się ciepło i powiedział:
– może sobie poradzisz. W jego ustach zabrzmiało to jak przepowiednia.
Jazda po śniegu to trochę inny wymiar. Łatwo można stracić równowagę i z zaskoczenia wylądować w białym puchu.
Zatrzymuję się na chwile, aby zadać sobie jeszcze raz pytanie: czy to aby na pewno dobry pomysł…?
Ale jak to? Ja nie dam rady? Jadę wiec dalej po części świadoma tego, z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
Nie jedzie się łatwo, ale jest to wykonalne.
Gra o przetrwanie
Robi się jednak coraz bardziej miękko, dlatego spacer jest jedynym rozwiązaniem.
Przypomniałam sobie wtedy, sytuację sprzed roku kiedy to szukałam przystanku skąd odjeżdża autobus do Siĕm Réab w Kambodży, biegałam po Bangkoku w japonkach w 38 stopniowym upale z ciężkim plecakiem.
To było zdecydowanie większym wyzwaniem. Dlatego spacer w śniegu z rowerem, który do tego jedzie sam nie wydawał się żadnym wysiłkiem.
Zaśnieżone korony buków przypominają zimną stal pokrytą delikatnym gęsim piórem.
Ptaki wygrzewające się na gałęziach, swoimi ruchami zrzucają drobinki śniegu, które powoli opadają na ziemię, mieniąc się jak srebrny brokat.
Lód i ogień
Po kilkudziesięciu metrach naprzemiennie jadę i prowadzę rower.
Słońce zaczyna powoli zachodzić, a zmrożony śnieg odbija refleksy słońca. Niebo przywdziewa kolor pomarańczy, żółci i różu.
Rozpoczął się spektakl. Spektakl lodu i ognia. A ja jestem tylko podrzędną aktorką trzeciego planu, której odebrało mowę.
(…) zawsze może pójść „coś nie tak”
Słońce całkowicie chowa się za górami. Czuję jak temperatura spada, a ja dopiero w połowie drogi do niebieskiego szlaku. Wtedy stało się coś, na co zupełnie nie byłam przygotowana. Zamarzły przyciski na 1ridecontrol, a 2walk assist totalnie przestał działać. Natomiast wspomaganie zostało na „drugiej kropce” i nie dało się tego zmienić. A czekał mnie jeszcze podjazd z Wisły Czarne na Przełęcz Szarcula i Kubalonka.
1ten panel/pilot sterujący na kierownicy
2funkcja, która wspomaga prowadzenie roweru
Zagryzam zęby zbieram wszystkie siły i ruszam na przód jak na bitwę o Winterfell. Przez kolejne 2 km, po kolana w śniegu pcham rower, który waży 24 kg. Nie! Nie mam w zwyczaju denerwować się na rzeczy, na które zupełnie nie mamy wpływu. Musiałabym obrazić się na pogodę, śnieg, mróz i rower. Tylko czy to ma sens…?
Nocny Król
Do niebieskiego szlaku docieram grubo po zachodzie słońca.
Temperatura już spadła do – 8. Według prognoz dzisiejsza noc miała być bardzo mroźna do -14 stopni.
Wtedy właśnie z pełnej gracji Daenerys Targaryen, stałam się Nocnym Królem, którego nawet smocze szkło nie jest w stanie pokonać.
Serio. Byłam już zmęczona. Ale to poczucie satysfakcji. Bezcenne. Do tego zjazd niebieskim szlakiem był cudowną nagrodą.
Pewnie zastanawiasz się z czego ta satysfakcja, przecież było to bezcelowe i do niczego nie potrzebne, dawno mogłam być w domu i pić ciepłą herbatę pod kocem. Ale ja znów mogłam lepiej poznać siebie. Trudna sytuacja sprawia, że umysł robi się przenikliwy, a ciało nabiera więcej siły, to ten moment, kiedy trzeba przekroczyć pewne granice.
Dzieci Lasu
Dojeżdżam do początku niebieskiego szlaku. W powietrzu unosi się zapach grillowanych oscypków i spoconej sierści koni. Jest gwarnie i wesoło, przez zamknięte drzwi jednej z chat w ucho wpada żwawa nuta góralskiej pieśni. Uśmiechnięte Dzieci Lasu z czerwonymi wypiekami na twarzach organizują kulig z pochodniami. Wyprzedzam jeden z zaprzęgów i słyszę:
– Mamo patrz! Duch na rowerze. Uśmiecham się lecz moja mimika twarzy chyba zamarzła.
Z połową wspomagania dojeżdżam na Przełęcz Kubalonka.
Żelazny tron
Zjeżdżam w dół asfaltem do Wisły Głębce. Kropelki potu na plecach, które pojawiły się w momencie podjazdu, szybko zamieniają się w kryształki ludu.
Pierwsze co, to odpalam samochód, ogrzewanie na maksa, przednie siedzenie stało się Żelaznym Tronem, zmarznięta na kość wypełniam się dumą, jak Władca Siedmiu Królestw.
Podsumowanie
- Stopień trudności: trasa jest łatwa, pod śniegiem właściwie są same szutry i leśne ścieżki.
- Dystans: 23,8 km
- Przewyższenia: 880 m up.
- Czas: latem może to być szybki wypad po robocie, zimą hmmm zależy od wielu czynników, popełniłam błąd zjeżdżając ze szlaku
- Oznaczenia szlaków: 10/10
- Najlepsze miejsce widokowe: okolice Cienkowa
Piękna wycieczka, cudowne zimowe widoki i niesamowicie barwny opis. Myślałem, że zima to czas na fat bike’a a tu takie miłe zaskoczenie i na pewno bezcenne doświadczenie. Bardzo duże uznanie za wysiłek i odwagę na taką wyprawę rowerową
Na grubych oponach pewnie byłoby łatwiej:). Tak, to będą fajne wspomnienia:) Dziękuję. Wysiłek zawsze zostaje wynagrodzony widokami.