Typowy klasyk – Magurka Wilkowicka i nie tylko…

Posted on
Dziewczyna z białym rowerem na tle gór w Beskidzie mały

Ostatnio jakoś aura mnie nie zachęcała do wypuszczania się w górskie rejony, choć zdarzały się okna pogodowe, mój czas reakcji niestety był zbyt długi, albo te okna były za krótkie. W końcu udało mi się wyhaczyć idealnie zapowiadający się dzień. Oczywiście, nie ma złej pogody do jazdy i nie boję się deszczu ani wiatru, ale zdecydowanie jestem ciepłolubna.

Magurka Wilkowicka

droga leśna

Wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłam rowerem na Magurce. Dlatego zawsze musi być ten pierwszy raz. Podjazd na Magurkę rozpoczęłam od Wilkowic, tam też zostawiłam Borsuka. Słyszałam różne opinie odnośnie tej drogi. W moim odczuciu jest to spokojna asfaltówka przez pachnący las. Nie wiem jak to wygląda w weekendy, ale spotkałam tylko jednego człowieka i żadnego samochodu. Także droga cała była dla mnie.

droga przez las ze śniegiem po bokach

Wyżej jest jeszcze gdzieniegdzie trochę śniegu, ale myślę, że to długo już nie potrwa. Jadąc pod górę można się skupić na odgłosach dobiegających z lasu. Ewidentnie las krzyczy, że to już ostatki śniegowe i wiosna budzi się z leniwego snu.

Górski drogowskaz na magurce

Jest klasyczny podjazd, więc jest i klasyczne zdjęcie. Na górze trochę zgłodniałam, więc zrobiłam sobie krótką przerwę na doładowanie przed dalszą, jeszcze nie do końca zaplanowaną drogą.

Miejsce na ognisko, na ławce siedzi dziewczyna
Na nieszczęście zostawiłam w tym miejscu moje wspaniałe, pomarańczowe okulary.

W necie wyczytałam, że najlepiej jechać niebieskim szlakiem w kierunku Przegibka. Tak też zrobiłam.

Dziewczyna na rowerze jedzie po śniegu

Ale w pewnym momencie zobaczyłam piękny widok po prawej i stwierdziłam, że ten dzień nie może się tak szybko skończyć.

górska panorama

Z Przegibka na zaporę

Dojechałam do Przełęczy Przegibek, potem skręciłam w prawo na ul. Bielską i zjechałam bardzo długim zjazdem do Międzybrodzia Bialskiego. Kiedy dotarłam na dół czułam się jak kostka lodu. Ale warto było, znów cała droga dla mnie, zero ludzi zero samochodów. Z reguły unikam asfaltów, ale takie to lubię – długie kręte i oczywiście w dół.

jezioro między górami

Widoki były dziś bajkowe. Troszkę miałam nie po drodze, ale pojechałam jeszcze na Zaporę Porąbka powzdychać do krajobrazu.

zapora porąbka, dziewczyna na rowerze

Hrobacza Łąka

Z zapory wróciłam się kawałek do wjazdu na żółty szlak prowadzący na Hrobaczą Łąkę. Wjazd był dosyć długi, ale przynajmniej rozgrzałam się po wcześniejszym zamrożeniu. Po drodze zrobiłam krótką przerwę na doładowanie słoneczne, bo wiedziałam co mnie czeka. Skoro tak długo z Przegibka jechałam w dół, jeszcze dłużej będę jechała w górę.

Dziewczyna na ławce z rowerem

Droga jest momentami bardzo nachylona. Zdecydowanie bardziej niż podjazd na Magurkę. Wkrótce jednak asfalt się kończy wjeżdżamy do lasu i zaczyna się asfalt kambodżański (po wizycie w Kambodży w moim słowniku pojawił się ten termin – jest to nawierzchnia, która była kiedyś gładkim asfaltem, a teraz jest tylko łatana kamieniami, tak wyglądało większość dróg w Kambodży).

Beskid mały tablica i rower

Śmieciowa Dygresja

Kawałek dalej o drzewo oparty jest znak.

zakaz śmiecenia

Tak mnie zastanawia, dlaczego mimo tego, że dzisiejsze społeczeństwo bombardowane jest przez media informacjami, jak wpływa zaśmiecanie na naszą planetę, zdrowie, to całe bycie eko, fit, itd. ludzie ciągle śmiecą w lesie???
Doszłam do wniosku, że w górach nie są przyklejeni do smartfonów, dlatego mają przerwę w dostarczaniu informacji do mózgu i zapominają, że w lesie nie zostawia się śmieci. Dlatego ktoś mądry stawia tabliczki, aby o tym przypomnieć. Ale niestety, to nie działa. Szerzący się nabyty analfabetyzm chyba sprawia, że umiejętność czytania zanika. Śmieciarz zostaje śmieciarzem. Przykro się patrzy na ten cały syf porozrzucany po lasach.

Znów chwilkę przerwy na promienie słońca. Bardzo za nimi tęskniłam. Dlatego dziś je łapię w każdym momencie.

  • Dziewczyna leżąca na drzewie

Powoli zbliżałam się do Hrobaczej Łąki, widoki z każdym metrem coraz bardziej mnie rozpieszczały. Zboczyłam trochę z drogi na polankę przed Chatą na Hrobaczej.

Dziewczyna na rowerze w Górach

Kiedy dojeżdża się na szczyt dobrze jest się odwrócić. Bardzo dobra widoczność tego dnia pozwoliła obejrzeć piękną panoramę min. Jałowiec, Sokolicę, Pilsko, Górę Żar, do tego pierwszy raz w tym roku mogłam zobaczyć ukochane Tatry i oczywiście Babią Górę.

Panorama górska

Mogłabym tam stać i stać…

Rowerzystka na tle panoramy górskiej

Pojechałam jeszcze powzdychać na viev point pod ten imponujących rozmiarów krzyż na Hrobaczej Łące.

krzyż na tle nieba
Punkt widokowy na Hrobaczowej Łące
Widok również powalający, lecz jednak wolę patrzeć na naturalne góry niż na zamieszkałą aglomerację.
Panorama
Dlatego sfotografowałam większą część nieba

Przez Gaiki do Straconki

Czerwono- żółtym szlakiem pojechałam na Przełęcz u Panienki. Następnie w górę czerwonym. Później szlak zrobił się nieco błotnisty, ale jechało się bardzo przyjemnie.

Droga leśna błoto

Z Gaików ruszyłam niebieskim singlowatym szlakiem w kierunku Lipnik Kopiec. Na początku wyglądało to dobrze, ale potem musiałam zrobić sobie krótką przechadzkę z rowerem u boku.

Szlak górski

Z niebieskiego szlaku wjechałam na szeroką drogę trawersową, równoległą do czerwonego szlaku z którym się potem łączy. Powoli musiałam zacząć odbijać w stronę Wilkowic po samochód.

Dziewczyna na rowerze o zachodzie słońca

Czerwonym szlakiem zjechałam do Straconki. Właściwie to mogłam już drogą pojechać do Wilkowic, ale jednak zdecydowałam się zaliczyć jeszcze jeden podjazd.

Stalownik

Pojechałam jeszcze na Przełęcz pod Łysą Górą dojazdem pożarowym nr 14. Następnie czarnym szlakiem w dół na Stalownik. Było dosyć dużo błota, ale to już nie miało znaczenia, ja po prostu już byłam błotem.

Selfie na rowerze

Po drodze minęłam komin pozostały po „Kotłowni Stalownik”.

Komin stalownik

I oczywiście po prawej, opuszczony szpital z lat 60 – tych, na zboczu Łysej Góry. Lubie takie miejsca, mają w sobie taką tajemniczość. Jeśli lubicie takie klimaty polecam będąc w Chorwacji odwiedzić miejscowość Kupari potocznie nazywaną Zatoką umarłych hoteli – naprawdę robi ogromne wrażenie.

szpital stalownik w Bielsku

Do Wilkowic dojechałam główną drogą. Przynajmniej odpadły większe kawałki przyklejonego błota.
Kiedy pakowałam rower podeszło do mnie dwóch bardzo sympatycznych panów. Byli bardzo zainteresowani moim bagażnikiem rowerowym. Dlatego zrobiłam im prezentację rodem z telezakupów mango. W rozmowie wspomniałam, że jestem bardzo głodna. Pogadaliśmy jeszcze chwilkę, a kiedy już ruszałam dostałam od nich bardzo miły prezent – TURBO DOŁADOWANIE, aby przetrwać drogę do domu.

dłoń z ciastkami

To był bardzo udany dzień. Zaliczyłam kilka solidnych podjazdów i nacieszyłam oko cudownymi widokami. Wykręciłam 46 km wg endomondo, natomiast bikemap twierdzi, że 40km hmmm możecie sobie wybrać. Jedyne czego mi szkoda to okularów które zostały na Magurce. Mam nadzieję, że przydadzą się szczęśliwemu znalazcy.

mapa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *