Powszechnie słowo wakacje kojarzy się z wypoczynkiem, błogim lenistwem, spaniem do południa, drinkiem na plaży i praktycznie zerową aktywnością fizyczną. Wiem ciężko w to uwierzyć, ale tak właśnie wiele osób sądzi. Zdecydowanie wystarcza im tydzień lub dwa w egipskim kurorcie Sharm El Sheikh i jest git. Reset mózgu wykonany, opalenizna na skwarka jest, dodatkowe cztery kilogramy na wadze są. Czego chcieć więcej. Absolutnie tego nie neguję, każdy z nas jest inny i inaczej odpoczywa, inaczej interpretuje podróże i zwiedzanie, inaczej poznaje kulturę itd.
Mi jednak to nie wystarcza, nie spełnia oczekiwań ani nie dałoby odpocząć. Pomysł przerobienia Fiata Doblo na mini kampera był strzałem w dziesiątkę, czymś czego szukałam nie zdając sobie do tej pory sprawy.
Karawanki
O szóstej rano poranki są rześkie i średnio chce się wychodzić spod ciepłego śpiwora babci i mojego nowego nabytku jakim jest koc elektryczny. Przewracam się więc na drugi bok, zasypiam. Za godzinę słońce oprze się na przedniej szybie kampera i temperatura z marnych 9 stopni skoczy nagle do 20 kresek.
Rozciągające się wzdłuż słoweńsko-austriackiej granicy Karawanki ustępują nieco wysokością leżącym nieopodal Alpom Julijskim przez co są mniej popularne niż ich wyższe sąsiedztwo.
Niemniej i one mają w swoim statusie pozycję numer 1 w Słowenii. Otóż jest to najdłuższe pasmo górskie znajdujące się w tym niewielkim kraju. Rozciągają się one na długości 120 km od Tarvisio do Slovenj Gradec, a ich najwyższym szczytem jest Hochstuhl (zwany również Stolem) górujący 2236 m n.p.m.
Jako że jeszcze dwa tygodnie przed wyjazdem nie miałam pojęcia o istnieniu tego pasma górskiego, nie miałam zbyt wiele czasu na zapoznanie się bardziej z mapą. Dlatego postanowiłam obrać oczywisty kierunek, czyli Najwyższy szczyt Hochsuhl.
Szlak można rozpocząć na dwa sposoby albo z parkingu tuż przy Jeziorze Završniško (koszt parkingu 5 euro) albo zaoszczędzić czas i wjechać samochodem pod Schronisko Valvasorjev Dom pod Stolom. Po zapłaceniu 10 euro otwiera się szlaban i jedzie się krętą szutrową drogą w górę ok 5 km pokonując 550 m przewyższenia.
Początek szlaku nie jest jakoś stromy. Jest wręcz prawie płaski. Po dojściu na Žirovnišką Planine są dwie opcje dojścia na szczyt. Ja zdecydowałam wejść tą krótszą czasowo 2.30h (Žirovniška Pot), a zejść dłuższą 3h (Zabreška Pot).
I właśnie tutaj zaczyna się strome podejście, z bardzo krótkimi odcinkami wypłaszczeń). Ale dzięki temu szybko zdobywa się metry wysokości. Po wyjściu z granicy lasu szlak jest mega kamienisty. Czasami można go zgubić, co często dostrzec czerwoną kropkę wśród setek białych głazów.
Jednak lata praktyki uczą szybkiego wychwytywania wzrokiem oznaczeń szlaków, dlatego moje zagubienia nie trwały długo. Wdrapałam się na przełęcz. Teraz zdobycie wierzchołka to już tylko formalność. Na początku krajobraz wypełniają głazy pod nogami, Alpy Julijskie oraz Dolina Górnej Sawy. dostrzegam też taflę jeziora Bled nad którym byłam wczoraj.
Jeszcze kilka metrów i jestem. Dochodzę do skalistego urwiska, które wygląda zupełnie inaczej niż szlak którym do tej pory szłam. Tutaj jest niesamowita przestrzeń i przepaść. Austriacka strona odsłoniła kurtynę, pokazała prawdziwy majestat, ogrom i przestrzeń tych gór. Mogłabym tu stać bez końca. Mimo, mimo że mam ogromy lęk wysokości podchodzę jeszcze bliżej krawędzi, tak, że moje palce wystają nad przepaścią. Nie czuję lęku…
Zielone i względnie łagodne, południowe stoki góry dobrze skrywają jej północny charakter. Kruche, urwiste i skaliste ściany stanowią nie lada wyzwanie do pokonania. Od austriackiej strony prowadzi na szczyt ferrata.
Tuż poniżej szczytu jest schronisko Prešernova Koča na Stolu. Schronisko to położone jest tuż poniżej szczytu Małego Stola na wysokości 2174 m i nazwane jest na cześć największego słoweńskiego poety France Prešerena. Słowa jednego z jego poematów stały się hymnem narodowym Słowenii. W schronisku można złożyć autograw w księdze gości. Oczywiście swój zostawiłam. Kto wie? Może tutaj wrócę.
Mapa Trasy
Schodzę trasą Zabreška Pot. Szlak na początku jest jeszcze bardziej widokowy niż sam szczyt Stola. Ale później wpada do lasu….
Góra Zajamniki
Małe drewniane chaty rozsiane na soczyście zielonej polanie. Niesamowity spokój z sielankowym krajobrazem skupiającym wzrok na majestatycznych Alpach Julijskich.
Mapa trasy
Stara Fužina – 547 m
Trasę rozpoczynam w wiosce Stara Fužina nieopodal Jeziora Bohnij, płacąc za parking okrągłą kwotę 10 euro. Tak to już w tej Słowenii bywa, że pozostawienie auta (właściwie gdziekolwiek) wiąże się z zapłaceniem tej horrendalnej sumy. Z tego co zauważyłam, Słowenia wprost słynie z parkometrów. Mogę tylko przypuszczać, że jest tu największe w Europie zagęszczenie parkometrów na kilometr kwadratowy. No dobra, ale pomijając ten fakt, początkowo jadę przepiękną ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Mostnica. Ścieżka jest asfaltowa, a sceneria w jakiej przepiękna jest wprost bajkowa. Nawet jeśli masz grube opony MTB i tak warto się tędy przejechać. Po kilku kilometrowej sielance wjeżdżam do kolejnej wioski Studor v Bohinju. Uliczki są wąskie, a domy przypominają mi trochę Maltańskie kamienice. W oknach szprosy i drewniane okiennice w kolorze butelkowej zieleni. Nawet na niektórych drzwiach zawieszone kołatki z pyskiem lwa. Wszystko w jasnych kolorach piaskowca z wystającymi pod dachami ciemnymi krokwiami.
Nagle na wąskiej dróżce stoi osioł prawie tej samej maści co mój kot, rzekłabym liliowy, ale prościej wytłumaczyć odcienie szarości przeplatane jasnym brązem, który widać tylko w świetle słonecznym. Nie wiem co mnie podkusiło, ale postanowiłam nie kontynuować drogi asfaltem, lecz zboczyć nieco ze szlaku rowerowego i ominąć jedną agrafkę ścieżką, która na mapie jest nieco przerywana, ale wydaje się przejezdna i nawet niezbyt stroma. Jadę zatem kierując się przygodowym instynktem. Ścieżka wpada w las tuż za niskim drewnianym płotem małego domku. Na początku podjeżdżam, mimo że kamienie są duże i luźne. Później już tylko pchanie. I to nie byle jakie. Nagle dróżka zakręca i robi się mega stromo…. Ehhh trzeba było jechać asfaltem. Po niezbyt długim jak na mnie wypychu docieram do skrzyżowania z drogą, którą miałam docelowo jechać. Nie jest to już asfalt, a szuter jasny i biały. Przypuszczam, że nie pogardziłby nim żaden zapalony graveloviec, głosząc przy tym w internetach, że to istne szutry premium.
Uskovnica 1136 m n.p.m.
Po kilku zakrętach docieram do osady, gdzie znajduje się zaledwie kilka domów. Ciszę zakłóca jedynie niosący się gdzieś z oddali dźwięk piły łańcuchowej. Ruszam dalej. Za kilka chwil docieram do Usokovnicy.
Uskovnica, to alpejskie pastwisko na równinie Pokljuka w rejonie Bohinj , należące do wsi Srednja vas v Bohinju . Jest tu kilka domków i chat pasterskich – obecnie wykorzystywanych jako obiekty wypoczynkowe i turystyczne.
Uskovnica jest punktem wyjścia dla następujących wycieczek na szczyty:
- Veliki Draški vrh (2243 m), 3h 30
- Viševnik (2050 m), 3h
- Tosc (2275 m), 4h
Lecz są to wycieczki raczej nie rowerowe.
Zbaczam nieco z zaplanowanej trasy w kierunku Alp Julijskich, ale to przeciwny kierunek mojej dzisiejszej trasy. Robię więc tylko krótką przerwę na czekoladę i zawracam na swoje tory.
Tutaj kończą się szutry, a zaczyna nieco MTB. Wąskimi leśnymi singlami, docieram do rozwidlenia szlaków. Jeszcze jeden podjazd, już gruboziarnistym szutrem i dotrę do miejsca, które gdzieś kiedyś widziałam w National Geographic.
Jeszcze zanim zobaczysz drewniane chaty przed ostatnim zakrętem już wiesz, że można się tu zaopatrzyć w mleko czy ser. Dlatego radzę zabrać większy plecak.
Góra Zajamniki 1280 m n.p.m.
Góra Zajamniki położona jest na wysokości 1280 m n.p.m., a góra ta najbardziej znana jest z domów pasterskich, których układ przypomina ulicę miejską. Te domy pasterskie są idyllicznie otoczone łąkami i pastwiskami, a otacza je potężny las świerkowy.
Przejeżdżam przez sam środek osady. To aż dziwnie wygląda, że między tak starym budownictwem stoją samochody. Totalne zderzenie dwóch czasowych wymiarów. Czuję się tu nieco obserwowana, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Panowie pracujący akurat w wiosce uśmiechają się i machają, odprowadzając mnie wzrokiem aż do do ostatniego zakrętu.
Najpierw szutrami później asfaltami przez malownicze wioski osadzone w dolinie wracam do Starej Fužiny.
Trasa nie była jakoś wymagająca, ani specjalnie widokowa, choć były momenty kiedy drzewa odsłaniały krajobraz niczym z baśniowej krainy.
Dolina Soczy
Hemingway w Pożegnaniu z bronią napisał: „W łożysku rzeki leżały kamienie i głazy, suche i białe w słońcu, a w kanałach nurtu woda była przezroczysta, wartka i błękitna” – Tak właśnie wygląda rzeka Socza.
Dolina Soczy, to kraina wodospadów, kaskad mostków i przepięknych zakamarków schowanych w zakolach rzeki, a to wszystko w otoczeniu niezwykłych skalistych szczytów Alp Julijskich. Kojarzysz może film „Opowieści z Narni”? Nakręcono też tu kilka scen. Wcale się nie dziwię, bo kadry jakie można w tym miejscu zrobić są epickie, jakby nie z tego świata. Nie będę Ci tu smędzić co warto zobaczyć, gdzie się zatrzymać, itd. Od tego internet kipi, więc takie informacje możesz sobie zawsze wygooglować.
Ja skupię się bardziej na tym, czy warto wybrać się tu rowerem. Otóż i tak i nie. To wszystko zależy czego oczekujesz. Jeśli chcesz zrobić te wszystkie instagramowe zdjęcia, to zalecam jednak wycieczki piesze. Bo o ile rowerem świetnie się zwiedza takie rejony, to w większości do miejsc docelowych np. wodospady, to i tak trzeba dojść pozostawiając rower gdzieś w krzakach bądź przy kasie biletowej. Bo albo się nie da wjechać, albo zwyczajnie jest zakaz.
Zdecydowałam się jednak na rower, bo czas mnie nieco gonił, ale zupełnie przypadkiem zrobiłam całkiem zacną trasę. Do tego dodam, że jazda po wiszącym moście, to niezła próba opanowania błędnika.
Kolor wody
Soča leży na terenach bogatych w wapień i margiel, których maleńkie cząsteczki zawieszone w wodzie odbijają głównie niebieskie i zielone światło. Dlatego podobny kolor wody można spotkać w miejscach, gdzie dominują skały węglanowe. Jednak chyba nigdzie indziej ten kolor nie utrzymuje się na całej długości rzeki – to sprawia, że Soča jest tak wyjątkowa.
Juliana Trail
Trasa którą jadę jest częścią długodystansowego, okrężnego szlaku wokół Alp Julijskich – Juliana Trail. Szlak prowadzi wokół grzbietu Alp Julijskich, przez miejskie doliny i ustronne płaskowyże, przez przełęcze górskie, ukrytymi ścieżkami obszarów wiejskich, przez większe ośrodki turystyczne na skraju gór, wzdłuż Soczy, Sawy, Bača i Tolminka, a częściowo przez obszar przygraniczny z Włochami, zamieszkały przez niewielką liczbę mieszkańców. Prawie ze wszystkich etapów i kierunków szlak oferuje widoki na najwyższą górę Słowenii, Triglav. Łączna długość zlaku to 267 km. Jest to głównie trasa piesza.
Wybierając szlaki w pobliżu brzegu rzeki jest prawie pewne, że natkniesz się na strome schody, których pokonanie w rowerem uwieszonym na ramieniu często skutkuje dużym i bezsensownym zmęczeniem. Wnosiłam rower i schodziłam z nim dwa razy po takich schodach i serio nie była to zbyt przyjemna część wycieczki. Ale zawsze się takie momenty miło wspomina. Z uśmiechem na ustach i myślą „o matko jak mi się tak chciało”. A jednak. Wtedy duma z samej siebie mnie wprost rozpiera.
Mimo wszystko polecam przejechać się rowerem wzdłuż Soczy. Natomiast wycieczki po schodach można ominąć nie wjeżdżając po prostu na szlaki piesze:)
Poniżej znajdziesz mapę z trasą, którą ja jechałam. Start wycieczki z niewielkiej wioski Čezsoča nieopodal miasta Bovec, które jest takim centrum turystyki tej części Słowenii.
Mapa trasy
Trochę historii na koniec
Słowenia ma bardzo ciekawą historię i warto się z nią zapoznać tuż przed wyjazdem. Ale jeśli nie chcesz, oczywiście nie musisz. NIC NIE MUSISZ.
„Mówi się, że jeśli nie zdobyłeś Triglavu, nie jesteś prawdziwym Słoweńcem. Niektórzy traktują to powiedzenie z dystansem, dla innych wyprawa na najwyższy szczyt w kraju jest jak potwierdzenie tożsamości narodowej. Uważają, że dopiero tam uświadamiasz sobie, gdzie jest twój dom. Przy dobrej pogodzie Triglav widać nawet z najdalszych zakątków kraju. Według dawnych wierzeń na szczycie góry, z daleka przypominającej trzy skalne glowy, mieszka słowiański bóg Trzygłów, który jedną głową nadzoruje niebo, druga ziemię, a trzecia podziemia.
Słowenskie góry zaczeto eksplorowac dopiero w osiem-nastym XVIII wieku, gdy odkrycie kopalni rtęci w Idrii przyciągneło na te tereny wielu uczonych. W duchu oświeceniowej ambicji do odkrywania nieodkrytego podjął się Balthasar Hacquet, badacz na dworze Marii Teresy. Pierwszy szczyt, który zdobył – w 1777 roku – to Maty Tiglav, na Triglav wspiął się rok później.
Wraz z rozwojem alpinizmu rozpoczął się na tym polu niemiecko-słoweński pojedynek narodów. W XIX wieku wiekszosé ziem i domostw dookoła Triglavu wciąż należała do etnicznych Niemców. Początkowo to oni dominowali pod względem liczby zdobytych szczytów, postawionych górskich chat i założonych stowarzyszeń zrzeszających wielbicieli gór.
Góra ta i jej okolice pojawiają się w jednej z najbardziej znanych słoweńskich legend, o koźle Złotorogu. Głosiła, że dawno temu w okolicy Triglavu znajdował się rajski ogród, w którym mieszkał kozioł ze wspaniałymi złotymi rogami. Były one marzeniem każdego myśliwego, jednak nikomu nie udawało się upolować zwierza. Czasem trafiła go czyjaś strzała, ale co najwyżej tylko go ranita. W miejscu, na które skapnęła jego krew, wyrastały niespotykane piękne kwiaty, triglavskie róże. W pobliskiej miejscowości mieszkał zamożny karczmarz.
Jego córka szykowała się do ślubu z miejscowym myśliwym, gdy do wsi zajechał bogaty kupiec wenecki. Dziewczyna przypadła mu do gustu, więc narzeczony musiał zawalczyć o względy ukochanej. Postanowił zdobyć dla niej złote rogi. Udało mu się kozła postrzelić, a gdy ów zaczął uciekać, mężczyzna zobaczył, że wzdłuż śladów Złotoroga wyrastają triglavske róże. W pośpiechu zaczął zbierać kwiaty. Zwierz w tym czasie zjadł lecznicze zioła, ponownie nabrał sił i zepchnął myśliwego w przepaść. Wiosną nurt rzeki przyniósł ciało młodzieńca z bukietem w ręku przed karczmę niedoszłego teścia. Złotoróg zaś po tym zdarzeniu zniknął z okolicy, a jego rajski ogród przeistoczył się w zwyczajny krajobraz.
Tak mówi legenda, bo w rzeczywistości – mimo braku rajskiego ogrodu – ten zwyczajny krajobraz to naprawdę, zapierające dech w piersiach widoki.”1
- Z. Cichocka, Słowenia. Mały kraj wielkich odległości, Wydawnictwo Poznańskie, 2023 r. ↩︎