Najbardziej w swoich tripach nie lubię dnia powrotu do domu. Zawsze czuję niedosyt, zawsze chciałabym zostać o jeden dzień dłużej i jeszcze jeden. Ale w końcu i tak następuje ten czas, gdy biorę głęboki oddech, wsiadam do auta, przekręcam kluczyk i wiem, że teraz kierunkiem nie będzie kolejne nieznane mi miejsce, a DOM. Otwieram mapy Google, przyciskam Łaziska. Nawigacja chwilę zastanawia się, oblicza i przemyśla. Siup! Mamy 1000 kilometrów do celu. Po czym zmysłowy głos Jarosława Juszkiewicza oznajmia: „Kieruj się na północ”. Ale STOP! Jeszcze sprawdzę olej. Ociągam się strasznie licząc, że może jednak odkryję jakąś awarię, jakiś wyciek i zwyczajnie nie będę mogła jechać. Niestety. Wszystko gra.

Przekręcam kluczyk, ruszam w kierunku Zagrzebia, a teraz trzeba ominąć tę zasraną autostradę w Słowenii. Przecież nie będę płacić 15 euro za przejazd krótkiego odcinka. Ustawiam więc w nawigacji dodatkowe punkty, tak aby skutecznie ominąć płatną drogę w Słowenii.

Przejeżdżam przez Ptuj, nie ma tu nic ciekawego, co mogłoby przykuć moją uwagę. Ale później gdy wąskimi serpentynami pnę się w górę w kierunku granicy, a mój diesel warczy jakby się dusił, moim oczom ukazują się przepiękne sielskie krajobrazy z ogromnymi łąkami i jakimiś pagórkami w tle. Wzdłuż drogi biegnie idealna ścieżka rowerowa, która zaraz wchodzi do lasu i znika za zakrętem. Ojaaa jak ja bym teraz tam chciała jechać rowerem ze świstem w kasku. Może następnym razem. Ale teraz kierunek DOM…
Myślę, że wiele osób traktuje Słowenię jako kraj, przez który się tylko przejeżdża w drodze do Chorwacji lub Włoch. Kraj, w którym jest drogo i właściwie nic nie ma. Słowenia, to malutkie państwo jest wielkości jednego polskiego województwa. Króluje tu zieleń. Lasy stanowią około 50% powierzchni kraju. Ma bardzo wiele do zaoferowania – góry, morze, piękne jeziora, rzeki. Liczba mieszkańców Słowenii to nieco ponad dwa miliony. Z alpejskiej wysokogórskiej krainy można się dostać na wybrzeże w zaledwie dwie godziny.

Słowenia położona w trójkącie bermudzkim narodów, na styku kultur germańskiej, romańskiej, słowiańskiej i węgierskiej. Przypisywana często do Bałkanów, lecz wcale się tu tak nie czułam. Przepiękny różnorodny kraj także pod względem geograficznym. Góry, morze i równiny ściśnięte ze sobą na bardzo małej powierzchni.

Połamana kreska na mapie oddziela Słowenię i Chorwację. Granica ciągnie się wzdłuż krętych koryt Dragoni, Kolpy, Kamenicy, Mury, Draw i Sotli, a tam, gdzie nie ustalają jej rzeki, nakreślono ją zygzakiem. Ta geometria jest nietypowa. Jej kanciastość wyznaczyły jeszcze granice Świętego Cesarstwa Rzymskiego i późniejszej monarchii habsburskiej. Dawne spory o każdy fragment ziemi widoczne są do dzisiaj.1
Minął dokładnie rok i jestem. Witaj Słowenio!
Dolina Logarska
Opony mojego roweru dotykają asfaltu tuż przy „bramie” do Doliny Logarskiej”. Nie będę tutaj opisywać trasy, ponieważ przyjechałam na miejsce dosyć późnym popołudniem i tak po prostu siadłam na rower.

Mapa:
Dolina Logarska znajduje się głęboko w sercu Alp Kamnicko-Sawińskich. Otaczają ją wysokie góry: Krofička, Ojstrica, Planjava, Brana, Turska gora oraz Rinki.

👉Dolina ma 7 km długości i średnią szerokość 250 m. Złożona jest z trzech malowniczych części: Log, Plest i Kot. Wyjątkową czynią ją również wspaniałe wodospady, z potężną Rinką na czele.

👉Logarska Dolina została uznana za park krajobrazowy w 1987 r. Jest doskonałą bazą wypadową dla wielu ciekawych wycieczek pieszych po Alpach Kamnicko-Sawińskich. Moim zdaniem ten region zdecydowanie bardziej warto eksplorować z buta aniżeli na rowerze. Szlaki są strome i zdecydowanie nie nadają się na MTB.

👉Jednak Dolinę Logarską zdecydowałam się przejechać na rowerze. I mimo, że dominuje tu asfalt, to warto zmęczyć grube opony dla tego niepowtarzalnego krajobrazu.
Wypakowuję rower, cała podjarana zmierzam w kierunku „bramy”. Wjeżdżamy za darmo, rowerzyści i piesi są zwolnieni z opłaty, natomiast za wjazd autem trzeba zapłacić 7 €. Wjazd do doliny jest przepiękny i bardzo widokowy. Asfaltowa droga przecina soczyście zieloną polanę, a wokół wyrastają z ziemi majestatyczne szczyty.

Jednak wszystko co najlepsze kończy się po jakimś kilometrze. Zaczyna się las i zero widoków. Podjazd nie jest jakoś wymagający, ale poczułam się trochę zawiedziona. Tuż przy knajpie na końcu asfaltu decyduję się jednak dojechać / dojść do wodospadu Rinka. Częściowo da się jechać, a częściowo trzeba wepchać.
👉Wodospad Rinka ma 90 m, woda spływa w dół niemalże w prostej linii. Wygląda to serio imponująco. Jest też platforma widokowa zaraz przy barze Orlovo Gnezdo, który jest jakby przymocowany do skalnej ściany.
Dolina Logarska piękna, lecz nie jest to, to czego oczekiwałam.

Alpy Kamnicko-Sawińskie – przełęcz Kamniško sedlo
Alpy Kamnicko-Sawińskie rozwaliły system, to ponoć najpiękniejsze góry na południe od Tatr. Skupiają w sobie to co najwspanialsze: niesamowicie urozmaicony krajobraz, rozległe widoki i pustki na szlakach. Najwyższa część – pasmo Grintowca (2558 m) przypomina charakterem Tatry Wysokie, tyle, że zbudowane z wapieni.

Alpy Kamnickie są najbardziej na wschód wysuniętym łańcuchem Alp Wschodnich. Zajmują obszar ok. 900 km kwadratowych. W budowie podobne są do Alp Karnickich i Alp Julijskich – strome, poszarpane, z prawie pionowymi północnymi zboczami i łagodniejszymi południowymi.

Już początek szlaku informuje, że te góry na rower, to nie bardzo. Czekałby tu tylko srogi wypych.

Ruszam z wioski Kamniška Bistrica na Kamniško sedlo nazywane też Jermanova vrata jest to przełęcz o wysokości 1903 m w grzbiecie Alp Kamnicko-Sawińskich.
Większość szlaku wiedzie przez las i jest bardzo stromo. Na 7 km podejścia, to aż 1356 m przewyższenia. Jak tylko wyjdzie się z granicy lasu widoki są nieziemskie. Absolutnie nie ma czegoś takiego jak powolne przyzwyczajanie do pięknego krajobrazu. Po prostu, długo, długo nic, aż nagle BOOM!!! Oczy wyskakują z orbit.

Tuż pod szczytem jest schronisko na Przełęczy Kamnickiej.

Legenda o Jermanie głosi, że istniał dziki myśliwy, który poznał wszystkie szlaki górskie. Kiedy Turcy najechali Klagenfurt, przeprowadził wojska kraińskie najkrótszą drogą przez przełęcz i tym uratował miasto. Dlatego w podzięce nazwano potężną przełęcz jego imieniem. Zawsze piękne miejsca mają swoje legendy.
Miejsce przepiękne, koniecznie trzeba tutaj zawitać.
Mapa trasy
Jezioro Bled
Jezioro Bled to najbardziej znane miejsce w całej Słowenii stanowiące swoistą wizytówkę tego kraju.
Z pewnością po wpisaniu hasła „Słowenia” w wyszukiwarkę google jednym z pierwszych zdjęć jakie Ci się wyświetli będzie właśnie malutka wysepka z kościołem, pośrodku całkiem sporego jeziora.

To najsłynniejsze miejsce, które ściąga turystów. Niby nic takiego, bo malutka wysepka (Blejski otok) z maleńkim kościółkiem i koniec. Ja też przejechałam tu tylko po to.

A jednak znalazłam jeszcze dookoła sporo ciekawych zakątków. Jednym z nich jest Ojstrica (611 m. n.p.m.). W zasadzie szlak w pewnym momencie rozgałęzia się w kierunku trzech różnych szczytów:
– Ojstrica
– Velika Ojstrica
– Mala Ojstrica

Ojstrica – niewielki pagórek wznoszący się nad poziom wody, ale i tak widok z jego wierzchołka robi wrażenie. Podobnie jak zjazd. To dobre MTB dla wymagających, czego nie mogę powiedzieć o podjeździe. Tutaj akurat prócz wypychu nie można niczego więcej oczekiwać. Na ostatnim odcinku, nawet nie warto zabierać ze sobą roweru, ponieważ jest to prawie pionowa ściana z pomocami w postaci stalowych lin. Dlatego zdecydowałam się na zdobycie tylko jednego z nich.

Trasa rowerowa wokół Bledu ma ok 6 km. Można sobie urozmaicić i ułożyć całkiem sensownego tripa. Zdecydowanie ten rejon Słowenii to istna rowerowa kraina. Na każdym kroku widać znaki rowerowe, oddzielne pasy na drogach dla rowerów i liczne ścieżki w dużej mierze asfaltowe. Jako, że niefortunnie odezwała się moja kontuzja kolana, postanowiłam skrócić trasę i nieco odpocząć.
Przejechana trasa:
Wokół Bledu jest jeszcze co robić, jednak to co mnie interesowało zobaczyłam. Dla chętnych:
- można się przepłynąć łódką na wysepkę z kościołem
- Zwiedzić zamek Bled
- Spacerować i plażować

Mimo pocztówkowego krajobrazu, to miejsce nie przypadło mi do gustu. Za dużo wszystkiego jak dla mnie. Za dużo ludzi, za dużo knajp, za głośno i zbyt turystycznie. Ale i tak warto tam wstąpić na jeden dzień.

Jeżeli chodzi o noclegi. W Słowenii zdecydowałam się korzystać z tańszych kempingów, aniżeli spać na dziko. Mimo, że w wielu krajach teoretycznie jest zakaz biwakowania, to przymykane jest na to oko. Jednak Słowenia jest w tym przypadku inna. Bardzo jest to respektowane. Wyjątkowo tego tu pilnują i wystawiają srogie mandaty do 300 Euro. Zapytałam po prostu policjanta. Pytałam też innych kamperowiczów jakie mają doświadczenia w Słowenii, no i nie było kolorowo. Fakt niektórym się “udało” nie dostać mandatu, ale czy o to tutaj chodzi, by chować się w stresie przed policją.
Jest wiele kempingów przystępnych cenowo i także z pięknymi widokami.
Kolejny rozdział niebawem.
- Z. Cichocka, Słowenia. Mały kraj wielkich odległości, Wydawnictwo Poznańskie, 2023 r. ↩︎
Piękne miejsca, warto to przeczytać. Może ktoś zdecyduje się je zobaczyć osobiście. Pozdrawiam Wacław
Dziękuję bardzo:)