Słońce zachodzi powoli, zmierza w kierunku linii horyzontu, którą tworzy ogrom błękitnej wody. Niebo nabrało odcieni różu i fioletu, pojawił się też wielki biały księżyc, którego bazaltowe równiny można dostrzec gołym okiem. Góry Dynarskie stały się jednolitą czarną bryłą, której wierzchołek zniekształcają wyższe szczyty Velebitu. Rozkładam szaro niebieskie krzesło turystyczne i niski stoliczek, ten zestaw wygląda jak małe mebelki z domku dla lalek, ale jest wystarczający dla moich potrzeb.
Na stoliku idealnie mieści się kubek z herbatą, książka i miseczka z prażonymi migdałami. Zasiadam jak na najwygodniejszym fotelu kinowym. Zaczyna się seans. Blask księżyca odbija się w uśpionej zatoce Adriatyku, od czasu do czasu słychać chlupot, to pewnie jakaś mała ryba wybiła się nad lustro wody, by pożreć przelatującego komara. Jej zwinny skok, wprawił w ruch morze, a małe fale rozproszyły światło, tworząc na wodzie mozaikę, w której doszukuję się jakiegoś obrazu. To prawie jak szukanie kształtów czy postaci ułożonych z chmur. Lecz w tym przypadku jest trudniej. Każda kolejna wygenerowana fala słabnie, załamując światło księżyca w inny sposób. Jest tylko ułamek sekundy, jedno mrugnięcie okiem, by dostrzec obraz, który nigdy więcej się nie powtórzy. Można tak patrzeć bez końca.
Chorwacja
Jeśli wybrzeże Chorwacji kojarzy Ci się jedynie z plażowaniem, obracaniem z boku na bok jak skwarek w pełnym słońcu, a rower jedynie szosowy, to jesteś w głębokim błędzie. Chorwacja, to nie tylko piękne plaże i wyspy. Chorwacja, to przede wszystkim góry, lecz nie są tylko surowymi białymi skałami, które widać z leżącej pozycji wczasowej. Są tu soczyste odcienie zieleni i rozległe doliny. Wystarczy wejść głębiej w króliczą norę, a otworzy się przed Tobą Kraina Czarów.
Velebit
Park przyrody Velebit jest masywem chorwackim w Górach Dynarskich. Ciągnie się przez ponad 150 km, od Vratnika na północnym zachodzie, aż do rzeki Zrmanja na południowym wschodzie. Park Przyrody Velebit, to prawdziwe skarby i niesamowite zjawiska natury. Na obszarze parku znajdują się dwa Parki Narodowe:
- Park Narodowy Paklenica, którego główną atrakcją są dwa malownicze wąwozy – Wielka i Mała Paklenica, wiodące od wybrzeża tuż pod najwyższe szczyty masywu. Można zobaczyć tu również wiele niezwykłych form krasowych, jaskiń, a także bogactwo górskiej flory i fauny.
- Park Narodowy Sjeverni Velebit działa od zaledwie 20 lat, jego głównym zadaniem jest ochrona drzew o nietypowych butelkowatych kształtach, które właśnie przez taką deformację dostosowały się do osuwającego się śniegu.
Oczywiście w Parkach Narodowych nie można jeździć rowerem, lecz poza nimi owszem.
Zadar Bike Magic
Lecz nie radzę układać tras na własną rękę. Wiele dróg oraz szlaków może okazać się nieprzejezdnych. Dlatego by nie wpakować się w spacer z rowerem na plecach skorzystałam z aplikacji, którą znalazłam zupełnie przypadkiem – zadarbikemagic.com. Znajdziesz tam propozycje wycieczek rowerowych, ale też pieszych. Trasy różnią się stopniem trudności, od łatwych, rodzinnych, szosowych, po trudne MTB. Przy każdej trasie jest informacja o ilości km, przewyższeń i wymaganej technice jazdy. Trasa, którą wybrałam, to Velebit 1. Oznaczona jako trudna. Musiałam to sprawdzić.
Obszar Velebitu
Mapa
Przebieg trasy: Rovanjska – LIBINJSKA KOSA – DONJA BUKVA – VISOKA GLAVICA – Rovanjska
Rovanjska 1 m n.p.m.
Samochód parkuję tuż przy małej przystani w wiosce Jasenice, a w zasadzie, to w przysiółku Rovanjska. Jasenice to niby wieś, a walorów ma więcej niż niejedno miasto. Jest tu jeden z najsłynniejszych odcinków chorwackiej autostrady A1 od tunelu St Rok do Rovanjska, przepiękny kanion rzeki Zrmanjidwa i dwa wielkie mosty, do tego obfitują w piękno przyrody zatopione w krajobrazie Velebitu. Nad Jasenicami góruje drugi co do wysokości szczyt tego pasma – Sveto brdo (Święte Wzgórze), które mierzy 1753 m. n.p.m. Mogłabym zamieszkać w Jasenicach.
Na początek wspinam się asfaltem jakieś 100m w górę, energia mnie dziś wyjątkowo rozpiera, nawet nie wiem kiedy minął stromy odcinek wąskimi uliczkami i już znalazłam cię na granicy Parku Przyrody Velebit, który przywitał mnie całkiem przyzwoitą gruntową drogą. Jest też drogowskaz z oznaczeniem kierunku trasy rowerowej i pieszej. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się żadnych oznaczeń, a tu takie zaskoczenie.
Wkrótce znów dojeżdżam do wąskiej asfaltowej dróżki. Wznios jest lekki i przyjemny.
Muszę się zatrzymać. Jestem dopiero kilkaset metrów nad poziomem morza, a sceneria już powala mnie na kolana. Lubię jeździć chorwackimi drogami zarówno samochodem jak i na rowerze. Widoki są tu tak rozległe i piękne, że sprawiają wrażenie nieskończonych.
Z każdym zdobytym metrem przewyzszenia, z każdym zakrętem horyzont poszerza się o jasnoniebieski odcień morza i wyspy, które z tej perspektywy wyglądają na dużo mniejsze niż są w rzeczywistości.
Debeli kuk
Za kolejnym zakrętem jestem już wyżej niż góry położone w pierwszej linii od wybrzeża. Wzniesienie Debeli kuk, które widziałam jeszcze niedawno z dołu, teraz mogę podziwiać z góry.
Po drodze mijam wiele formacji skalnych z licznymi zapadliskami i grotami. Można poczuć się jak odkrywca.
W trakcie podjazdu ciągle towarzyszy mi widok na Kanał Velebit, który ciągnie się przez 121 km.
Skały Libinjska Kosa 900 m n.p.m.
Mijam jeden z najwyższych punktów dzisiejszej trasy. 900 m n.p.m. wygląda bardzo skromnie, ale to nie jest to samo 900 m co np. w Beskidach. Tutaj startuje się z poziomu morza, więc nawet szczyt, który ma 500 m n.p.m. jest całkiem spory.
Tuż za skałami Libinjska Kosa otwarły się wrota do innego świata. Świata oczyszczonego z ludzi i pośpiechu. Tylko góry, dla których czas jakby nie istniał. Góry wyniosłe obojętne na nasze problemy, szaleństwa i głupotę. Zamykam na chwile oczy i ponownie otwieram, powtarzam kilka razy tę czynność, by upewnić się, czy aby na pewno nie śpię. Krajobraz zmienił się diametralnie, nie widzę już wysp, ani morza. Widzę szerokie polany otulające olbrzymie, budzące respekt skały i przestrzeń, która wydaje się być bezkresna.
Zmiana krajobrazu przyniosła za sobą silny wiatr, który dosłownie mnie przewraca. Podejmuję kilka prób przejechania choćby metra, ale jest to niewykonalne. Decyduję się zawrócić, mimo tego, że właśnie teraz rozpoczął się najpiękniejszy etap trasy. Prowadzę rower z powrotem do skał Libinjska Kosa, aż tu nagle pojawił się on.
Dobry duch
Mike jadąc na rowerze walczył z wiatrem podobnie jak ja. Zatrzymuje się przy mnie.
-Czy wszystko w porządku? – zapytał.
-Tak, ale dalsza jazda nie jest dobrym pomysłem. – odpowiedziałam. Domyślił się, że chodzi mi o wiatr.
-Jedziemy razem?
Nie musiał długo mnie namawiać. Po kilku minutach znów jestem w miejscu, z którego zawróciłam. Powoli wspinamy się trawersem góry Gronje Razvrasje, walcząc z potężnym wiatrem. Właściwie, to mam wrażenie, że stoimy w miejscu.
Podmuchy są bardzo sile, ciągle nie jestem pewna czy, to rozsądna decyzja. Zastanawiam się, co jest słuszne, co właściwe, jaka jest miara rozsądku… Chyba nie mam jej wcale. Kurczowo trzymam rower, bo jak tylko go puszczam, wiatr dosłownie odrywa go od ziemi. Wreszcie dochodzimy do zakrętu chowamy się za górą, która osłania nas od wiatru.
Wapienne skały krasowe o nieregularnych kształtach przejmują na siebie te głębokie chuchnięcia Velebitu. Możemy już swobodnie jechać.
Donja bukva 881 m n.p.m.
Zjeżdżamy w dolinę, wiatr już totalnie się uspokoił, głos cykad nabrał na sile zagłuszając absolutną ciszę.
Otoczenie jest tu bardzo niezwykłe i niecodzienne. Nawet niektóre rośliny są inne i niepowtarzalne. W całym Velebicie można spotkać endemiczne gatunki, występujące tylko na tym obszarze.
Co jakiś czas krótki podjazd, a następnie jeszcze krótszy zjazd. Pot leje się po plecach strumieniami, temperatura osiągnęła już dziś swoje apogeum. Ale i tak humory nam dopisują na całego. Trudno by było być smutnym, niezadowolonym, a nawet poważnym w tak niezwykłym miejscu.
Nawet narzekanie podczas podjazdu, wyzwala mimowolny uśmiech na twarzy.
Lipov vrh
Zsiadamy z rowerów, robimy przerwę. Krajobraz jest tak imponujący, że nie można tak po prostu przejechać obojętnie.
Nie trzeba ciągle cisnąć na przód jakby to był wyścig. Po skałach przechodzimy do krawędzi urwiska. Tak, to jest właśnie idealne miejsce. Mike wyciągnął zwyczajny chleb, który tu nabiera zupełnie nowego smaku. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę zwyczajnie gapiąc się na góry.
O ile dojście do punktu widokowego było łatwe, powrót już nie do końca.
Rozpoczynamy ostatni podjazd. Słońce ostro przygrzewa, a powietrze zrobiło się suche i gorące.
Bobija 849 m.n.p
Tuż przed zjazdem zatrzymujemy się jeszcze na chwilę powzdychać do krajobrazu. Autostrada z tej wysokości wydaje się być jedynie wąską ścieżką, a pojazdy przypominają idące w jednym rzędzie mrówki.
Chorwacka rąbanka
Zjazdy na trasie, zdecydowanie nie są łatwymi szuterkami. To istna rąbanka. Śmiem rzec, że nasza Beskidzka, to ma na noc.
Początek jest bardzo przyjemny do jazdy, odpowiednie nachylenie, kamienie jakby same układają się w taki sposób, aby dostarczyć nam jak najwięcej wrażeń. Im niżej, tym droga przeradza się w coś za czym nie do końca przepadam. Sypkie podłoże, które nie lubi kiedy dotyka się hamulca.
Visoka glavica 457 m n.p.m.
Dojeżdżamy do tunelu pod autostradą. Tutaj nasze drogi miały się rozejść, lecz Mike zaproponował, żeby jechać nad kanion rzeki Zrmanja.
Siłaczka
Droga nie jest łatwa. Przeprawiamy się przez gaje oliwne i ogrodzenia. Nie jestem pewna, ale chyba to prywatna posesja.
Następnie spory kawałek wzdłuż Autostrady A1. Jeszcze nie tak dawno widzieliśmy ją z góry.
„Last hill”
Upał daje się we znaki. Wysiłek włożony w podjazd powoduje wrażenie jakby ciało rozpuszczało się jak kostka lodu pozostawiona gdzieś na słońcu. Mam nadzieję, że kanion jest tego wart.
Kanion, którego nie było
No dobra. Jak to się kolokwialnie mówi, „kanion dupy nie urywa.” Owszem jest ładnie, woda ma głęboki odcień niebieskiego w głębszych miejscach, natomiast w płytszych jest jasno turkusowa, a w oddali widok na Velebit.
Droga powrotna również nie zachwyca. Ścieżka widniejąca na mapie wcale ścieżką nie jest, to strome zbocze z licznymi głazami. Zapewniam, że nie jest możliwy tutaj zjazd. Przez Jasenice dojeżdżamy do rozdroża, gdzie ja wracam do Rovanjskiej, a Dobry Duch do Maslenicy.
Rovanjska plaža
Ogromna różnica temperatur między powietrzem a wodą sprawia, że morze wydaje się być lodowate, albo moje ciało jest tak przegrzane. Najpierw zanurzam stopy na które ubrałam te śmieszne buty do pływania, następnie kolana i dłonie, teraz już będzie łatwiej wskoczyć. Kolacja nie jest skomplikowana. Bułka z żółtym serem, pomidorem i ogórkiem, do tego kawa, nie za mocna, bo już jest późne popołudnie. Kątem oka spoglądam na wyniosłe szczyty Velebitu, które już nie są tak obce jak były rano.
JAKI TEN DZIEŃ BYŁ DOBRY🙏
PODSUMOWANIE
- Stopień trudności: trasa nie jest ekstremalnie trudna, ale trzeba wykazać się techniką i wytrzymałością na wysokie temperatury
- Dystans: 38,7 km
- Przewyższenia: 1252 m up.
- Czas: połowa dnia wystarczy
- Oznaczenia szlaków: oznaczeń tu jako tako nie ma. Owszem, zdarzają się co jakiś czas małe tabliczki z rowerkiem, ale bez mapy się zgubisz.
- Najlepsze miejsce widokowe: trasa sama w sobie jest jednym wielkim punktem widokowym, lecz najpiękniej jest tuż za skałami Libinjska Kosa.
- Najlepszy zjazd: ciężko określić. Trasa jest pełna dłuższych i krótszych zjazdów. W tak pięknym otoczeniu każdy zjazd wydaje się być najlepszym.
One Reply to “Velebit 1i kanion, którego nie było”