Vendetta Gór Przeklętych

Posted on
tethh

Mgła poruszyła się znowu. Teraz można dostrzec z czego się składa – z miękkich falujących pasm, płynących warstwami i meandrami jak dym, nieostre fale o różnych amplitudach, fale, które nawijają się na przeszkody, tworząc pętle, kręgi i spirale… Albańskie Góry Przeklęte!!! Jedne z piękniejszych gór jakie widziałam.

teth

Góry Przeklęte są najwyższym pasmem całych Gór Dynarskich. Leżą na terytorium trzech państw – Albanii, Czarnogóry i Kosowa. W Czarnogórze nazywane są Prokletije, zaś od strony albańskiej Bjeshkët Nemuna.
Góry Przeklęte znają wiele legend – sama ich nazwa pobudza wyobraźnie. Możemy usłyszeć o ojcu, który zabił córkę. O braciach, którzy zamordowali niewinnego człowieka oraz inne historie, w których trup sieje się gęsto.

droga szutrowa


Najbardziej znana opowiada o uciekającej przed Turkami, kobiecie, która te góry przeklęła.
Każda z tych historii mogła się zdarzyć. Te wszystkie opowieści zostały stworzone na potrzeby złagodzenia historii tej przestrzeni. Z jednej strony mamy dziką i niedostępną przyrodę, która mogła pokonać nawet najsilniejszego górala. Z drugiej był to teren bądź, co bądź niebezpieczny właśnie ze względu na “twardzieli”, którzy tam żyli i nie tak łatwo oswajali się z obcymi.

rzeka w Teth

Teth

By poczuć smak Gór Przeklętych przyjechałam do małej Albańskiej wioski Teth, pokonując wpierw samochodem liczne serpentyny drogi SH21, które biegną wysoko w górach czasami ponad chmurami, czasami w deszczu i totalnej mgle. Jeszcze nie tak dawno o górskiej drodze do Theth krążyły legendy. Była ona uznawana za jedną z najtrudniejszych i najbardziej nieprzejezdnych tras w tej części Europy. W 2021 roku wyasfaltowano całość drogi, z przełęczy Buni i Thores aż do mostku tuż przed samym Theth. Bo wcześniej ponoć była zwyczajnie nie przystosowana dla samochodów z napędem na dwa koła. Choć byli śmiałkowie, którzy jeździli, dziurawili miski olejowe itp. lecz niektórym udawało się też przejechać bez szwanku. Pewnie też bym zaryzykowała i próbowała przebić się moim czołgiem, ale w sumie to dobrze, że nie musiałam.

konie

Theth do niewielka i cicha wioska położona w rozległej dolinie w samym sercu Gór Północnoalbańskich, zwanych też Górami Przeklętymi. Wioska zdecydowanie staje się mega turystycznym miejscem, choć jeszcze aż taka nie jest. Ale to tylko kwestia czasu. Są tutaj pensjonaty, restauracje i jeden sklep.
Jeżeli chodzi o rower, nie ma tu zbyt wiele możliwości. Jednak warto zrobić objazd wioski po kamienistych drogach momentami niczym nie odbiegających od dobrego MTB.

teth

Gdy tylko docieram na miejsce parkuję tuż za mostkiem, dokładnie w miejscu, gdzie kończy się asfalt. Stoi tutaj kilka aut i motocykli, lecz nie ma jakoś specjalnie wielu turystów. Wyciągam rower, przebieram się szybko, bo wszystko wskazuje na to, że za niedługo lunie deszczem. A tu jak pada to tak pada na serio.

teth

Nie tracąc czasu pognałam wpierw w stronę charakterystycznego kościółka. Mały, kamienny kościół z wieżą i dachem pokrytym gontem, stojący pośrodku łąk, z oszałamiającymi szczytami Gór Półnonoalbańskich w tle. To właśnie ten niepozorny budynek z Theth jest uwieczniony w wielu katalogach i portalach turystycznych. Kościół powstał w 1892 roku. Na początku XX wieku w jego murach mieściła się szkoła. W czasach komunistycznych, w latach 60, gdy na terenie Albanii zakazano wszelkich praktyk religijnych, zburzono dzwonnicę kościoła, a w jego wnętrzu była klinika położnicza. Obiekt przywrócono do dawnego wyglądu całkiem niedawno, bo 2006 roku gdy z datków albańskiej mniejszości w USA zbudowano dzwonnicę.

teth

Jak na tak małą wioskę, jest tutaj wiele ciekawych zakątków i budowli. Niestety nie udało mi się wszystkiego ogarnąć ze względu na utrzymującą się deszczową aurę. Ale jeśli dotrzesz do Teth pamiętaj o:

  • Kulla e Negujimit czyli wieża odosobnienia sama wieża nie jest niczym spektakularnym, ale kiedy zapoznasz się z historią robi zupełnie inne wrażenie.
    Aby zrozumieć właściwe przeznaczenie wieży odosobnienia, trzeba wspomnieć o kanunie czyli albańskim kodeksie prawa zwyczajowego, który ukształtował się na tych terenach już w XV wieku. Jego elementy są żywe wśród lokalnych górali po dziś dzień.
    Kanun regulował życie ludności i relacje społeczne w 12 księgach. Główne z nich koncentrowały się m.in. na kościele, rodzinie, pracy, przestępczości czy honorze. Jedną z najważniejszych, a zarazem najbardziej kontrowersyjnych ze współczesnego punktu widzenia, była zasada gjamarrja, czyli prawa i obowiązku krwawej zemsty rodowej. Dotyczyła ona zhańbionego rodu, który w przypadku zabójstwa, zranienia lub zlekceważenia członka rodziny powinien dokonać vendetty.
    I tu właśnie pojawia się instytucja wieży odosobnienia, czyli swoistego azylu, zapewniającego schronienie osobie na której miało dojść do zemsty. W czasie gdy nieszczęśnik przebywał w wieży, rodziny miały czas, by z pomocą mediatora (zazwyczaj kogoś ze starszyzny wioski) dojść do porozumienia i na przykład ustalić sposób i wysokość zadośćuczynienia.
  • Wąwóz i wodospad Grunasi – nie byłam, więc sprawdź sobie w necie.
  • Oczka wodne Vaskat Nderlysaj na potoku Lumi i Zi.
  • Niebieskie Oko – tutaj próbowałam dotrzeć – o tym poniżej.
teth

Moja droga do Blue Eye okazała się nie być trafnym wyborem na rower. O ile początek jest całkiem zacny, to w dalszej części szlak jest zupełnie nieprzejezdny. Nawet wypych okazał się być nie do ogarnięcia. Wąska ścieżka z licznymi wystająceymi jak zęby rekina białymi skałami, a do tego trzeba się minąć z przechodzącymi ludźmi. Odpuściłam. Nie było najmniejszego sensu.

teth

Z jednej strony niebieskie niebo i ciepłe powiewy wiatru, a z drugiej czarne wręcz, kłębiące się chmury zwiastujące nadchodzący armageddon. Chwilę siadam nad piękną, lecz zimną jak lód rzeką. Wiem, bo sprawdziłam. Zanurzenie dłoni powoduje uczucie bolesności stawów, coś jakby wykręcało mi rękę. Na drugim brzegu rzeki widzę dwóch śmiałków, którzy brodzą po kamieniach. Nagle jeden z nich zanurza się cały beż żadnego wzdrygnięcia, bez skwaszonej miny, zupełnie jakby nie czuł tego śmiercionośnego chłodu. Ciekawe, czy to kwestia wprawy, czy inny wymiar poczucia chłodu…? A może to jeden z tych morsów, co to kąpie się zimą w przeręblach. Nie wiem, ale podziwiam.

teth

Zostawiam na chwilę rower w pobliskiej knajpce i udaję się z buta do pobliskiego wodospadu. Wodospady mają to do siebie, że cały swój wdzięk prezentują w wybranych przez siebie okresach czasu. No ja niestety nie trafiłam.

teth

Teraz czeka mnie dosyć długi podjazd asfaltem, lecz kręcę ile sił w nogach. Nad głową już tylko wielka czarna chmura, nawet nie widać innych przebarwień czy choćby przebłysków słońca. Zaraz będzie lało.

teth

Tuż przed oberwaniem chmury docieram do samochodu. Udało się wyjść z tego sucho. Teraz pora znaleźć jakąś miejscówkę na nocleg. Z tym raczej nie ma tutaj problemu, bo jest tu sporo wolnej przestrzeni, ale szukam jednak czegoś ustronniejszego, bardziej dzikiego i bardziej oddalonego od zabudowań.

teth

Valbona Pass

W powietrzu unosiła się atmosfera niewypowiedzianej cudowności. Odkrycie nowego porządku wielkości, niczym wyście z gór dla ludzi i wkroczenie w góry dla olbrzymów. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

tethh

Szlak z Teth do Valbony lub z Valbony do Teth.

Chcąc przejść cały szlak trzeba zaplanować to logistycznie, ponieważ jadąc samochodem, wioska Valbona jest znacznie oddalona od Teth. Jednak można skorzystać z komunikacji miejskiej, usług lokalnych biur podróży, lub jednego dnia udać się do jednej z wiosek, zarezerwować nocleg, a kolejnego dnia wrócić.
Szlak ma długość ok 12 km i nie jest jakoś specjalnie wymagający. Oczywiście dla kogoś kto wcale nie chodzi po górach będzie sporym wyzwaniem. Szlak jest bardzo dobrze oznaczony kolorem czerwonym
i ciężko jest się zgubić.

Około 11 ruszam z Teth wzdłuż potoku. Na początku potok biegnie lekko wzburzony, pieni się w niewielkich zakolach, obmywa wielkie głazy, zza których wyglądam, przypatrując się srebrnym refleksom tańczącym na dnie. Niżej zwalnia, jakby z dziecka przeobrażał się w dorosłego. Rozgałęzia się i opływa kamieniste wysepki, po których można przeskoczyć na drugi brzeg. Jeszcze dalej sterta zwalonych pni tworzy wodną zaporę. W tym właśnie miejscu kończy się żleb. Zapewne idąca nim kiedyś zimowa lawina ściągała tu pnie i gałęzie, które teraz gniją w wodzie.

Później szlak wiedzie przez gęsty las z wiekowymi drzewami, ich pnie są ogromne, a korzenie, które nie umiały przebić się przez warstwę skał oplatają porozrzucane po lesie głazy, zupełnie jakby więziły je przez całe swoje życie.

Docieram do „schroniska” Bar Kafe Zef Rrgalla, tutaj już niewiele dzieli mnie od szczytu przełęczy, w ten czuję krople wody na mojej skórze, które wcale nie są potem, a rozpoczynającą się ulewą. Zrezygnowana wchodzę do schroniska. Starsza kobieta, z głębokimi zmarszczkami na twarzy uśmiecha się do mnie i mówi coś po albańsku pokazując palcem za okno. Nie rozumiem, ale domyśliłam się, że chodzi jej chyba o to, że za chwilę przestanie. Zamawiam kawę i siadam na drewnianej masywniej ławie tuż przy oknie. Do schroniska wchodzi jeszcze kilka przemoczonych osób i wielki biało-czarny pies. Patrzę na krople deszczu spływające po szybie, a kątem oka obserwuję jak powstaje moja kawa po turecku. Zapach kawy wypełnił całe pomieszczenie. W maleńkim tygielku parzy, a w zasadzie gotuje się kawa z cukrem, kobieta przelewa powstałą miksturę do jeszcze mniejszej filiżanki….

Deszcz ustał lecz temperatura znacząco spadła. Matko mamy koniec czerwca, a ja jeszcze ani razu nie doznałam żaru lejącego się z nieba.
Przyspieszam, bo pogoda niepewna, a góry wysokie, jednak nieznana siła nie pozwala mi odpuścić, nie pozwala zawrócić. Idź dalej mówi, idź a nie pożałujesz.

Tak tez się stało. Widok jaki czekał mnie na przełęczy Valbona Pass, to cała kwintesencja Gór Przeklętych. To wszechobecnie panujący majestat, pełen niezwykłej niedoskonałości kształtów gór. Strzeliste szczyty, co jeden to wyższy, rozciągają się jakby poza linię horyzontu. Do tego między nimi opada gęsta mgła lekka i biała jak pozostałości śniegu leżącego w zacienionych żlebach….

Schodzę tą samą drogą, bo dalsza część szlaku, to już zejście do wspomnianej wyżej Valbony.

Albańskie góry mnie zaczarowały, zupełnie inny krajobraz aniżeli ten, który do tej pory znałam. Przyciągają jak ,magnes swoją tajemniczością i niedostępnością zarazem.

Chcę je poznać jeszcze bliżej…

12 Replies to “Vendetta Gór Przeklętych”

  1. Czołem! Czytam Twoje relacje z przyjemnością. Masz taki fajny, literacki styl. Zdjęcia też ładne z pomysłowymi kadrami. Przy takiej pogodzie światło do zdjęć z pewnością nie było najlepsze, ale wybrałaś widać dobre momenty. Ciekaw jestem, czy dźwigasz ze sobą „prawdziwy” aparat, czy wykorzystujesz jakiś „przygodowy”, kompaktowy? Stawiam na kompakt, bo zdaje się niekiedy zoom był w akcji 🙂 Chyba też zostanę grafikiem, bo wtedy praca zdalna nie jest pewnie problemem i można wyjeżdżać na dłużej i częściej 😉 To takie małe „zazdro”, ale z sympatii 🙂 Pozdrawiam i czekam na następne relacje.
    Tomek

    1. Cześć, Bardzo mi miło. Dziękuję. Muszę cię rozczarować, ale robię zdjęcia tylko telefonem. Tak moja praca zdecydowanie ułatwia podróżowanie.
      pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś na szlaku

      1. Ależ ja nie jestem rozczarowany. Wręcz przeciwnie. Oznacza to bowiem, że da się robić fajne zdjęcia bez arsenału obiektywów. Optymalizować, odchudzać i upraszczać, to moja myśl przewodnia i to nie tylko przy rowerowych tripach 🙂 Pozdrawiam

          1. A to mnie bardzo ciekawi ktorym aparatem robisz jesli mozesz zdradzic 😉 osobiscie robie 3 letnim pixelem ale i wożę na rowerze aparat bo mu brakuje jednak nieco ale ciekawi mnie ktorego smartfona uzywasz.

  2. Byłem , widziałem.Dla mnie to także są najpiękniejsze góry Europy.Polecam pod koniec września,jest pięknie spokojnie.PO

    1. Ja byłam w czerwcu i też całkiem nieźle, ale domyślam się, że jesienią to już będzie kosmos.

      pozdrawiam:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *