Z Doliny Chochołowskiej na Gubałówkę

Posted on

Kocham Tatry, dlatego nie byłabym sobą, gdybym się tam nie wybrała choćby raz do roku. Ze względu na fakt, że nie trzymają mnie zbytnio terminy urlopowe, czekałam na zadowalającą mnie pogodę. Zaplanowałam sobie cztery dni, w ciągu których założyłam małe wyzwanie 80km na rowerze i 40 km „z buta”. Nie przesadzałam tym razem, bo ostatnio mam problem z kolanami. Także nieco spontanicznie 16 sierpnia spakowałam się do „Borsuka” – mojego samochodu. I pojechałam do Zakopanego. Zawsze jeżdżę przez Słowację, aby ominąć, owiane złą sławą trudy mogące spotkać kierowcę na Zakopiance. Do Zakopanego mam jakieś 3,5 godziny drogi, więc nie jest źle. Jedyne miejsce w jakim napotkałam korek to oczywiście centrum Zakopanego. Spodziewałam się tego, w końcu trwał w pełni długi weekend sierpniowy. W końcu dojechałam do mojej miejscówki (zaprzyjaźniony przytulny pensjonat, tuż obok Drogi Pod Reglami).

Nie tracąc czasu szybko się rozpakowałam, przebrałam się i w drogę na rower. Pogoda może nie była idealna, ale przynajmniej nie padało.

Droga pod Reglami

Jest to czarny szlak na przedgórzu Tatr Zachodnich oznaczony kolorem czarnym, przebiega na wysokości 900 – 940 m n.pm. Ciągnie się przez wyloty tatrzańskich dolin: Doliny Bystrej, Doliny Białego, Doliny Białej Łąki i Doliny Kościeliskiej. Z drogi Pod Reglami rozciąga się widok na Zakopane Gubałówkę i Butorowy Wierch. Droga właściwie była pusta, spotkałam tylko kilka osób, także mogłam swobodnie jechać.

W Kirach musiałam zjechać na drogę główną i przejechać nią kawałek, aż do wjazdu do doliny Chochołowskiej. Sama dolina jest jedną z piękniejszych w Tatrach i też najbardziej zaludnionych. Jazda rowerem po dolinie jest bardzo prosta i nie wymaga jakiś kolarskich umiejętności, właściwie momentami nudna. Ale ja postawiłam sobie za cel slalom między podążającymi do schroniska ludźmi. I bardzo sprawnie mi to poszło. Chodź były momenty, że turyści wchodzili pod koła, a ja hamując prawie zaliczałam glebę. Jestem do tego w pełni przyzwyczajona. Dojechałam do schroniska, ale nawet nie chciało mi się tam wchodzić..

Osoba stoi na kamieniu. Obok opart rower a w tle góry

Droga powrotna sprawiła mi dużą radochę, bo nie było już tak dużo osób i mogłam się swobodnie rozpędzić. Dlatego bardzo szybko znalazłam się na Siwej Polanie. Pogoda nadal dopisywała, więc postanowiłam jeszcze zaliczyć Gubałówkę.

Dziewczyna na łace z rowerem siedzi na zielonej trawie

Wjazd na Gubałówkę

Wjazd zaplanowałam od Kościeliska. Początkowo asfaltowa droga między domami, przekształciła się w szutrową między pastwiskami. Następnie droga zaczęła przypominać coś w rodzaju szutru ale takiego grubego. Chodzi mi o drogę zasypaną kamolami średniej wielkości, po których nie da się przejechać. Droga robiła się coraz bardziej nachylona…i bardziej…i bardziej. Aż w końcu przypominało to bardziej wspinaczkę w podparciu o rower. Butorów – tak nazywa się to miejsce. Po prawej pasły się dwie krowy, które wpatrywały się w moją osobę jakby w życiu nie widziały człowieka, który ciśnie rower pod górę. Dotarłam w końcu do skrzyżowania z drobno szutrową drogą. Gdybym wcześniej gdzieś skręciła pewnie wyjechałabym właśnie na tej drodze. Do tego też już jestem przyzwyczajona, że technika czasem zawodzi. Nie zawsze co piszą w internetach jest zgodne z obrazem rzeczywistości. Tym bardziej pliki gpx.

Rowerzystka na zielonej trawie a w tle tatry

Dalej już jechałam czarno czerwonym szlakiem (Droga Stanisława Zubka) na Gubałówkę. Na horyzoncie było widać burzę zmierzającą w moją stronę, więc nawet nie miałam czasu, żeby na chwilę usiąść. Przebiłam się przez ten cały cyrk oraz tłum ludzi. Skręciłam na niebieski szlak prowadzący do Zakopanego.

W dół…

Zjazd był bardzo szybki i przyjemny. Był jeden moment, gdzie musiałam zejść z roweru bo dywan korzeni idący w dół pokonałby mnie bezwarunkowo. Skończyło by się to pewnie złamaniem, co najmniej trzech kończyn. Także darowałam sobie podjęcie próby zjazdu. Jak na mą rozważność przystało wzięłam rower na plecy i powolutku w dół kroczyłam po obślizgłych korzeniach. Cały zjazd oraz zejście miałam nagrany, ale niestety moje włosy zasłoniły cały kadr, więc niestety nie zobaczycie mojego wyczynu.

Na jutro zaplanowałam wędrówkę, zobaczymy co przyniesie pogoda. Bo jak na razie średnio się sprawdza. A później...Velo Dunajec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *