Plan bez planu
Nawet kilku dni nie potrafię bez gór wytrzymać…. Dlatego nie zastanawiałam się długo. Spontanicznie pojechałam w nasze wspaniałe Beskidy. Jako że pogoda jest jaka jest nie zabrałam nart tylko wiadomo – ROWER. Trasę zaplanowałam po drodze.
Jadąc samochodem zastanawiałam się chwilę, gdzie najlepiej zaparkować. Wybór padł jednak na czeską stronę. Dlatego z Cieszyna odbiłam do małej miejscowości Gródek. Znajduje się między Trzyńcem a Jabłonkowem. Dzisiejszym celem okazała się Filipka – przyjemny szlak z doliny Olzy. Ze względu na to, że to dosyć prosty szlak często uczęszczany zimą. Wiedziałam, że nie będę musiała brodzić po kolana w mokrym śniegu z rowerem na plecach, bo przecież nie o to mi chodzi.
Szlak na Filipkę od Gródka
Liczyłam, że Gródek powita mnie ciepłymi promieniami słońca nieskalanymi szaro burymi chmurami. Tak było, prawie. Słońce ciągle przebijało się przez szybko przemieszczające się chmury – silny wiatr w porywach do 70 km/h – podobno.
Z Gródka ruszyłam drogą asfaltową, która pnie się w górę, na początku między zabudowaniami, a później przez las. Na poboczach jeszcze leżały resztki śniegu.
Po wyjeździe z lasu zaczyna się ciąg polan z kilkoma gospodarstwami i już robi się malowniczo.
Po drodze zaobserwowałam na drzewie dość pokaźne bazie. Nie jest czasem jeszcze na to za wcześnie…?
Bardzo szybko mi poszedł ten podjazd. Za chwilę już mijałam dzwonnicę Św. Izydora Oracza z Madrytu, o której pisałam w Powrót na Czantorię. Od tego momentu wiatr rozgonił chmury i w końcu aura przybrała trochę bardziej lutowe klimaty.
Na Filipkę kierowałam się zielonym szlakiem, oznaczonym również jako rowerowy nr 6088.
Bez żadnych przeszkód dotarłam do rozstaju szlaków położonym na wysokości 745 m n.p.m. Oprócz zielonego szlaku przychodzą tutaj żółty z Bystrzycy oraz czerwony z Nydka. Wszystkie prowadzą od tąd wspólnie pod Chatę Filipka.
Wąską wydeptaną w śniegu dróżką wjechałam na szczyt Filipki . W połowie tego krótkiego podjazdu po lewej stronie rozpościera się widok na Stożek Wielki, Cieślar i Soszów Wielki.
Na szczycie Filipki znajduje się kamień graniczny – tzw. trójstyk granic wsi: Hrádek, Návsí i Nýdek. Stoi również dość duża wiata, a nad wejściem do niej wiszą herby tych trzech wsi.
Czerwonym szlakiem jechałam w dół. Właśnie w tym miejscu doświadczyłam tych porywów wiatru o jakich wspomniałam wcześniej. Mimo tego selfie trzeba zrobić.
Kawalek dalej robilam zdjęcie i po kostki weszlam w kałuże. Buty nieco przemokły, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.
Dalej jechałam czerwonym szlakiem przez Čupel, Nad Zimným w kierunku siodła pod Gruníčkiem. …Do czasu
Wypych czas start
Właściwie całą długość czerwonego szlaku pokonałam raz na rowerze raz obok, albo z rowerem na plecach. Tak naprzemiennie. Ale malowniczy krajobraz rekompensował wszystko.
Były momenty, gdzie można było przejechać bez żadnych problemów.
Ale większość tego odcinka wyglądało tak:
Chciałam dotrzeć na Bahenec, ale troszkę zrobiło się późno. Zawróciłam do niebieskiego szlaku prowadzącego do Jablunkova.
Taka niespodzianka na czerwonym szlaku. W tym miejscu zawróciłam.
Do Jablunkova w wiosennej aurze
Niebieski szlak to szeroka droga prowadząca przyjemnie cały czas w dół do Jablunkova. Mój rower dawno nie był taki czysty.
Było bardzo widokowo i romantycznie.
Wkrótce śnieg zaczął zamieniać się w błotnistą maź i mój rower znów niczym kameleon dopasował się do scenerii.
A na dole już wiosna.
Droga powrotna mimo, że w większości asfaltem była bardzo przyjemna i widokowa. Dosyć, że ciągle z górki, żadnych samochodów, to jeszcze wiatr wiał mi w plecy. Rzadko kiedy mi się coś takiego przytrafia.
Ostatnia prosta do Gródka przez znaną mi już polanę z delikatnym ubłoceniem tyłu.